wtorek, 12 marca 2024

3. O matko, daj usiąść

- Co ci najbardziej doskwiera? – Natalia zdecydowała się na to pokraczne rozpoczęcie dialogu bo tak naprawdę czuła od jakiegoś czasu narastającą potrzebę konfrontacji z własnymi kłodami u stóp. – No wiesz, tak w życiu ogólnie, ostatnio.

- O matko, daj usiąść – Alicja mościła się naprzeciwko niej, przy kawiarnianym stoliku, przekładając przez głowę kolejne torby na ramię i szale. – W tej chwili najbardziej doskwiera mi ta jebana chusta od matki. Cały grudzień powtarzałam, że moja kurtka zimowa jest już sprana i stara, i że marznę, a nowa przy okazji rozwiązałaby  ten prezentowy koszmar świąteczny, który przechodzimy co roku. Ale nie, oczywiście. Dostałam chustę, żeby ją nosić pod kurtkę, co jest zajebiście kurwa praktyczne i wygodne. Wyglądam jak gruba cyganka w starej kurtce.

- To czemu ją nosisz?

- Bo się z nią dzisiaj widzę. Z matką w sensie – Alicja wywróciła gałkami ocznymi i nerwowo sprawdziła poziom zapocenia czoła. – Ja pierdolę – dodała, rozkładając chustę na samym szczycie swojego stosu klamotów i wygładzając ją odruchowo z wszelakich zagnieceń. Natalia uniosła brwi ale szybko je opuściła. Delikatna nić porozumienia, jaka nawiązywała się między nimi po latach rozłąki, wymagała jednak ciągle specjalnego traktowania. Żarty nie rokowały najlepiej. No chyba że z siebie. Przypajacować, pokazując jak się jest ciągle nieudolną i nieudaczną, byłoby prawdziwym balsamem na duszę dawnej przyjaciółki, ale i przed tym Natalia czuła opory. Lata nauki lubienia siebie i szanowania mocno utrudniały teraz performans autodestrukcji, którego  biernej formy nauczona w dzieciństwie, powtarzała go później całe życie aktywnie i z zapałem.

- Dlaczego tak ciężko jest je lubić? – zapytała zamiast tego, podpierając głowę na ręku.

- Kogo?

- No matki.

Tym razem Alicja uniosła brwi, spoglądając na Natalię niepewnie.

- No wiesz, chodzi mi o to, że nie oszczędzamy ich. Ciągle opowiadamy sobie, jak wszystko spierdoliły kiedyś i dalej nie potrafią przestać być wrzodem na dupie życia – ciągnęła Natalia.

- Ja tylko powiedziałam o chuście – przerwała jej Alicja zachowawczo i całym swym ciałem przybrała pozycję zdystansowania.

- Masz rację – Natalia pokiwała głową pojednawczo – pewnie mówię bardziej o sobie – stwierdziła, postanawiając nie drążyć ile hektogodzin przeznaczały swego czasu na licytowanie się, której matka spierdoliła bardziej. – Po prostu mam takie uczucie, że statystycznie przynajmniej na pewno zdarzyło się, że zrobiła coś, moja na przykład, względnie nienajchujowiej. Ostatecznie kochała mnie na swój spersonifikowany sposób, i najchętniej  naprawdę skupiłabym się wreszcie na miłych, budujących wspomnieniach, zamiast bez przerwy wałkować listę szkód i ułomności, którą rozpracowuję niczym niekończącą się pracę domową.

- A ty co, jakąś nową terapię zaczęłaś? Czy masterklasę na Instagramie z uzdrawiania relacji? – Alicja wciąż nie mogła zdecydować, czy poczuć się urażoną czy się zgodzić.

- Stara klasa, raczej nie master i najbardziej chciałabym już zdać do następnej, a czuję że utknęłam w neverending mommy blaming.

- To przestań – Alicja wzruszyła tułowiem jakby temat był jej obcy.

- Mentalnie przestałam ale moja matka zagnieździła się gdzieś w podmentalu.

- Jak to?

- No mam takie uczucie, że stale jest po prostu. Jak kornik. Dziobie i wierci. I podtruwa. Jak kiedyś, ciągle czuję jej oddech na karku.

- Faktycznie jej nie oszczędzasz – skwitowała Alicja popijając wegańską kawę i zagryzając sernikiem.

- No właśnie. A teraz to już przecież tylko moja pańszczyzna, żeby się na to wreszcie zdezynfekować. I żeby nie przeszło na młodszy drzewostan.

-  Moja na szczęście do mnie nie dzwoni, tylko ojciec. Ale ona siedzi obok niego i mówi mu, co ma mówić. Już poprosiłam ostatnio, żeby włączyli głośnik, bo nie mam siły udawać, że jej nie słyszę, to się obraziła i jeszcze ojciec na mnie napadł, że jestem niewrażliwa, kurwa, czy nieczuła.

- Ja jestem.

- Co?

- Niewrażliwa i nieczuła – Natalia siorbnęła kawki i wzruszyła ramionami. - Człowiek się przystosowuje, żeby przetrwać. Jeśli odtwarzasz ten sam scenariusz w nieskończoność, w końcu zaangażowanie emocjonalne znika, żeby nie zwariować albo jej nie udusić.

- I wtedy wysyłają ojców.

- Najwierniejszych satelitów cesarzowych narcyzmu, którzy sami tak się ich boją, że wolą im przytakiwać niż stanąć w obronie dziecka. Czy twój ojciec kiedykolwiek wziął twoją stronę?

- Błagam cię. Samozwańczy orędownik pokoju z uszami po sobie jak fretka,  który nagle musiał zawsze iść do piwnicy jak widział, że matka się rozkręca.

- Mój jeszcze dodawał do pieca i się cieszył jak dziecko, że cały impet ja zgarniam, a on ma dzień luzu.

- Czy my potem takich facetów sobie szukamy?

- Podobno odtwarzamy te same scenariusze nieświadomie, dopóki ich nie zobaczymy. Tak w każdym razie mówi mój instagram. Ale ja już długo widzę, i moim zdaniem celuję w przeciwny biegun.

- A co jest na przeciwnym ?

- Testosteron - Natalia roześmiała się szczerze, opierając znów policzek na dłoni.

- To ja chyba też tutaj jestem, tylko – Alicja pokręciła głową i spojrzała w oczy koleżanki - chyba ostatnio przesadziłam - zrobiła niepewną minę.

Przez chwilę znów obie poczuły dawną moc współdzielenia nieszczęść, która bądź co bądź, łączy trwale, a już zwłaszcza zwieńczona po wierzchu plastrem sentymentu. Rozmarzyły się cicho o tym, jak to kiedyś było naprawdę, solidnie źle, a nie to co teraz i nagle Alicja wypaliła:

- Chyba kogoś poznałam.

„ O matko boska” – prawie się wyrwało z gardła Natalii ale powstrzymała szczęśliwie ten okrzyk zgrozy i najgorszych przeczuć i zawisła bezradnie w zawahaniu, czy to właściwie dobra nowina, czy jak zawsze.

- No i dobrze – pokiwała wreszcie głową stanowczo – przestaniemy przynajmniej na czas jakiś psioczyć na matki – znalazła szybko plusy nowej sytuacji, po czym powoli, celebrując każdą zgłoskę, podała pierwszą część hasła: – No to? JAKI ON JEST?

Alicja rozejrzała się przez chwilę po zaokiennym krajobrazie kawiarni, po czym rozciągając twarz w  uśmiechu, ich starym zwyczajem odparła:

- TEN NAPRAWDĘ WYDAJE SIĘ TAKI INNY.

Niecałe trzy sekundy później ściany małej kawiarenki, ukrytej w marcowych, bezlistnych chabaziach na Saskiej Kępie, zatrzęsły się od gromkiego rechotu dwóch kobiet - w wieku, który uprawnia do parskania na dźwięk koncepcji – taki inny.[1]

 

 



[1] Historia powstania hasła „taki inny” znajduje się wśród historii dziewczyn opisanych na blogu 30tolatki, a podsumowana została tutaj: 12. Trzydziestolatki i tacy inni.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz