wtorek, 9 stycznia 2024

2. Sylwester 23/24

 

               Pomysł sylwestra z córkami, który był przebłyskiem dojrzewającej w Natalii odwagi, lub też szaleństwa, narodził się podczas samotnej, jesiennej wędrówki po górach, która była w swej naturze nieobiektywna gdyż spokojem i ciszą dawała złudne poczucie przyjemności z życia. Jednak Natalia postanowiła pójść za głosem nierozsądku i targnąć się na swojego sylwestra, wykupując pakiet  dla trzech osób.

- Ogarniam zajebiście – powtarzała więc na głos asekuracyjnie już od świąt, tak jak kazał Instagram, modląc się o śnieg i miejsce do spania w oddzielnym pokoju, zamiast zbiorczo z resztą gości, o co, niczym psychopatka, prosiła w dwóch mailach i czterech wiadomościach na facebooku. W tym samym czasie odpierała zorganizowane ataki na swoje poczucie sprawności umysłowej ze strony rodzicieli, którzy starym zwyczajem dawali jej do zrozumienia, że samodzielne prowadzenie samochodu to wyzwanie ponad jej siły oraz skrajny brak odpowiedzialności i jeśli nie chce skazywać matki na niewyobrażalne cierpienia, ktoś powinien ją odwieźć. Pierwsze interwencje, rozłożone czasowo w miesiącu grudniu, polegające na bezdyskusyjnych zakazach oraz szlochach, zniosła ze świeżo wypracowanym w sobie spokojem,  jednak ostatnia - w osobie ojca, na dwa dni przed wyjazdem, doprowadziła ją już w niebezpieczne rejony strefy mroku. Ciało, dopiero posklejane cienkim skoczem samoakceptacji, w procesie nerwowego telepania, znów się zaczęło nadszarpywać lekko pod pachami i klekotać, a Natalia ciągle nie wiedząc jeszcze do końca, co znaczy samemu się obejmować z czułością, starała się przynajmniej głęboko wentylować, by nie krzyczeć, co by ją mogło dodatkowo pogrążyć z ramienia niepoczytalności.

Wreszcie dobrnęła do dnia z największym potencjałem niepowodzeń i klęsk, czyli dnia pakowania i gęsto mantrując o swojej zajebistości i sile, poczęła brnąć przez listę zadań. Z zadziwiającą sprawnością dojechała do godziny piętnastej, odhaczając kolejno kompletowanie strojów śniegoopornych, gier i książeczek, apteczki, sanek, kremów na mróz, listy audiobooków, bielizny termicznej, zdrowych przekąsek i żytniego chleba, szklanych termosów, śpiworów wrazieco, piżamek, które nie drapią, klapków pod prysznic, ręczników wystarczająco miękkich, pudełka kredek i grubych skarpet, które nie obciskały, a wtedy okazało się, że jedna z twarzy, którą planowała zabrać ze sobą na wyjazd - spuchła nagle przekraczając granicę udawania, że nie widać i bez wizyty u dentysty wszystkie wyżej zorganizowane przedmioty mogła sobie odesłać z powrotem w bliżej nieokreśloną przestrzeń, gdzie znajdowały się wcześniej.


O godzinie siedemnastej twarz dalej wyglądająca jak melon była już po przeglądzie z zarządzeniem aplikowania antybiotyku, co wywołało u Natalii migotanie przedsionków, jednak zwarła się w sobie i punktualnie zgłosiła po dzieciorośl, którą wraz z samochodem oraz błogosławieństwem ich taty miała dostać na cały okres przejścioroczny. Punktualność jednakowoż nie była cnotą, którą podzielali z wyżej wymienionym w równym stopniu, gdyż ona podzielała w całości, a on w ogóle. O godzinie osiemnastej pozwoliła sobie wykonać telefon ustalający miejsce występowania dzieci wraz z samochodem i ojcem, ale w słuchawce usłyszała szczerą radę, że jak ma ochotę, to może sobie sama zbierać ze śniegu trybiki spirografu, który był nabytkiem nowym, świątecznym i nie podlegał radom zostawienia go na chodniku do wiosny. Prośby, żeby nie nosić z samochodu więcej niż dziesięciu rzeczy luzem pod każdą pachą, Tomasz umieścił na liście próśb do podtarcia się, ale na szczęście wszystkie rzeczy, które spod tych pach po drodze mu wypadały, tłukły się i gubiły zawsze nie z jego winy ale z przypadku, a to było najważniejsze.

Przed dziewiętnastą, kiedy przewody nerwowe w ciele Natalii zaczęły się niebezpiecznie napinać, w jednym miejscu były już zgromadzone dzieci, tatuś, samochód, torby, sanki, antybiotyk i większa część zębatek od spirografu. Natalia pomyślała więc, że jeszcze poradzi sobie z tą obsuwą czasową jeśli teraz wyjdą, jednakowoż ojciec dzieci stanął w drzwiach z tendencją wychodzącą, wprawiając ją w osłupienie stwierdzeniem, że przecież ją uprzedzał, że samochód musi przed wyjazdem oddać do serwisu.

- Ale mówiłeś to w październiku.

- Ale nie miałem czasu.

- A teraz masz?? – pytanie Natalii odbiło się echem od zatrzaśniętych drzwi, więc uśmiechnęła się do dzieci swoim matczynym uśmiechem słodkim i ciepłym niczym kakao z piankami i zarządziła szybkie gromadzenie koniecznych na wyjeździe pluszaków oraz wymarsz do drugiego domku na piechotę. Wybłagawszy, żeby nie brały dwóch półtorametrowych smoków, Natalia przyobrała córki z powrotem we wszystkie zimowe akcesoria i z częścią rzeczy wyruszyły odważnie ku ostatnim punktom z dzisiejszej listy zadań. Plan by wyruszyć dnia następnego bladym świtem, tak by córęta jej najsłodsze posnęły jeszcze na część drogi, odsuwając w czasie chwilę przebodźcowania matki roszczeniami i zażaleniami typu: a ona jest głupia, powoli tracił na realności ale Natalia miała wszakże duszę wojowniczki oraz bardzo rozwinięte umiejętności zagryzania zębów, więc ciągnęła je żwawo po lodzie roztaczając wizję pięknej, bieszczadzkiej zimy.

W domu na zmianę produkując kanapki, poszerzając granice wytrzymałości toreb i myjąc bardzo dużo zębów, usiłowała nie reagować zbyt żywiołowo na smsy, że dlaczego wyszła, że naprawdę tak ciężko poczekać te kilka minut dosłownie? - Skoro serwisowanie auta trwa kilka minut dosłownie, to czemu od października nie można było tego zrobić – zastanawiała się. Bo tylko jedna lampka jest popsuta i świeci się niepotrzebnie do chuja – dowiedziała się. - To skoro zepsuta do chuja jest tylko jedna mała lampka, która świeci się niepotrzebnie, to po co było tyle gadania o tym serwisie od października? – Natalia była w sumie ciekawa ale już nie na tyle, żeby pytać. Doskonale wiedziała, że kiedy historie Tomka gęstnieją i fluktuują, zapętlając się w niezrozumiałej dla niej logice, należy odpuścić dociekliwość, gdy ona wcale nie prowadzi do szczęśliwego finału.

Tomasz wrócił faktycznie dosyć szybko jak na rzeczony serwis, burcząc że przez tą jej jebaną lampkę musiał odwołać swoje wieczorne plany, i że w zasadzie to jest lampka od chłodnicy więc jak się zapali, to wystarczy przecież dolać płynu. Do chuja. Natalia aż wyjrzała ze swej kuchennej czeluści, usiłując ustalić, czy on naprawdę oczekuje od niej dolewania płynu i ustaliła, że owszem oczekiwał, więc zgodziła się chętnie i szczerze, zapytując jedynie, gdzie w takim razie się znajduje chłodnica.

- Ja pierdolę – usłyszała w odpowiedzi.

Zeszli razem, gdyż Natalia lubiła się uczyć nowych rzeczy, a dodatkowo miała nadzieję, że Tomek połączy jakoś jej telefon z autem, co jej nigdy się jeszcze nie udało, a on twierdził, że to się robi w pięć sekund. Około godziny dwudziestej pierwszej Natalia bardzo żałowała, że nie ma więcej czasu, bo może w końcu faktycznie by mu się to udało, gdyż zdążył ściągnąć na jej telefon mnóstwo rozmaitych aplikacji, dużo razy i dość nerwowo wymieniał kabelki, majdrując w gnieździe zasilania, po czym stwierdził, że raczej to jest wina chujowego Natalii telefonu, ale jak wróci do domu to poszuka w internecie rozwiązania.

- A ten trzymak do telefonu, który kiedyś kupiłam?

- No przecież to się dawno już połamało.

- Acha.

- Dobra kupię na stacji kolejny po prostu.

- Spokojnie, nic nie musisz kupować, wszystko ci ogarnę. Wieziesz w końcu moje dzieci – powiedział i poszedł do domu.

- Ogarniam zajebiście – pomyślała Natalia koło dwudziestej drugiej i na chwilę spowalniając rozbieganie, podejrzliwie nasłuchiwała ciszy w swojej głowie, ale nikt się z nią nie kłócił. Udało jej się spoziomować obie córki w łóżku, wykąpać siebie, ustalić listę bajek do słuchania w podróży oraz potwierdzić raz jeszcze w razie czego rezerwację w osobnym pokoju schroniska. Zgodnie z oczywistym starczym rytuałem przedwyjazdowym, długo nie mogła zasnąć - z powodu zmęczenia, a kiedy wyjeżdżały rano, nie było już dawno bladego świtu, a obie jej córki, które obudziły się wkurwione, że muszą się budzić, z sukcesem nauczone wyrażać swoje emocje, wyrażały je głośno i z zaangażowaniem, nie chcąc jeść kanapek z żytniego chleba z ekologicznym avocado, ani popijać ze szklanych termosów herbaty z lipy z pomarańczą i witaminą C. 

Pierwsza z nich zaczęła wymiotować po dwudziestu minutach. Druga po godzinie i pół.


Ciąg dalszy nastąpi*

*być może

 

 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz