wtorek, 26 grudnia 2023

1. 30tolatki dziesięć lat później

- Jeżynowe latte na owsianym, albo piernikowe z vege pianką – rozważała Natalia, stojąc w kawiarnianej kolejce i wypowiadając swoje wątpliwości bezgłośnie w szal zawinięty na brodzie. Świat zanurzony w grudniowym deszczu, który z roku na rok dziwił coraz mniej, dogorywający w poświątecznym marazmie przebodźcowania jedzeniem i społecznymi interakcjami, Natalia usiłowała nieudolnie porzucić za drzwiami kawiarni, organizując sobie samodzielny seans dobrostanu w prezencie na nowy rok.

- Dwa dziewięćdziesiąt dziewięć za owsiane, za piankę i za jeżyny. Na rany Chrystusa nie  jesteś Carrie Bradshaw, żeby biegać codziennie z kubkiem po ulicy, i na pewno to nie jest Nowy Jork – wewnętrzny głos był jednak zawsze w formie.

        Natalia westchnęła. Potrzebowała natychmiastowo utopić podpełzające do niej znienacka stany lękowe w cukrze, choć wiedziała, że wyrzuty sumienia po tym akcie niefrasobliwości wpędzą ją w kolejne.
- Przynajmniej nie palę  pomyślała i to błogosławieństwo kojącej autorefleksji spłynęło na nią niczym rozwiązanie wszelkich zmartwień.

- Piernikowe love z vege pianką – usłyszała. I był to głos, który wcale nie pochodząc z niej samej, był jednocześnie tak schizofrenicznie znajomy, że nagle jej ciało wykonało teleportację z fikołkiem i skręciło się w sobie niczym podgrzewany kawałek plastiku. Spojrzała odruchowo, acz czujnie na postać poprzedzającą ją w kolejce i rozpoznała ją natychmiast.
- Alicja – usta Natalii wypowiedziały to imię bardzo ostrożnie, również w szal, a następnie rozciągnęły się w nerwowym uśmiechu i zastygły niepewnością.
- Jesteś nową, inną osobą. Nie musisz uciekać. Spróbuj czasem zachowywać się normalnie – usłyszała życzliwą uwagę z podświadomości. Napełniła się więc wyczekująco oddechem i – Wszechświecie napierdalaj! – wyrzekła odważnie zaklęcie dla dorosłych. Jak w zwolnionym tempie zobaczyła, jak profil Alicji zmienia kierunek i milimetr po milimetrze łapie ją na swój celownik. Namierzona Natalia jakby skurczyła się w sobie starym neurozwyczajem, ale zaraz przypomniała sobie, że jest już duża i pewna siebie, więc zafalowała w zaufaniu do życiowego nurtu i postanowiła pierwsza zaprezentować swoją dojrzałość emocjonalną.
- To samo – wypaliła. – To samo miałam wziąć – uśmiechnęła się. I – to samo – potwierdziła raz jeszcze sprzedawcy, kiwając głową entuzjastycznie niczym samochodowa maskotka. Przytknęła do czytnika swój malutki portfelik na malutkie pieniążki i przesunęła się o krok. Stały teraz obok siebie, Alicja i Natalia – dwie przyjaciółki z czasów mroku gęstego jak asfalt i niekończącej się degrengolady. Dwie przyjaciółki, które przetrwały razem pokusy skoku z dwucyfrowego piętra na głowę i masowej egzekucji wszystkich mężczyznopodobnych w stolicy. Alicja i Natalia – dwie przyjaciółki, które nie widziały się od dziesięciu lat.

Twarz Alicji zmieniała się, jakby ktoś wyświetlał na niej projektorem edukacyjny film o pogodzie. Trochę mrugała, trochę nerwowo grzebała w torebce. Wreszcie roześmiała się perliście, co wystraszyło Natalię najbardziej. O co tak się wtedy pokłóciły? – próbowała sobie przypomnieć.

Kiedy dwa tekturowe ekokubki, pokryte śmiercionośnymi chemikaliami parowały już niewinnie na stoliku przy oknie, dwie przyjaciółki usiadły naprzeciwko siebie w milczącym akcie o nieagresji, by sprawdzić, której wiedzie się gorzej. Dziesięć lat temu walka była nierówna, bo Alicja zawsze miała w zanadrzu szach mat swoim kredytem we frankach i chorymi kotami. Tym razem z dwójką dzieci i rozstaniem Natalia znowu miała szanse.

Zaczęły niewinnie, od „ale się nic nie zmieniłaś” przez „dobrze ci w tym kolorze”, aż doszły do „dalej mieszkasz tam, gdzie wtedy”? I obie wiedziały, że to pytanie było jednocześnie hasłem do przegrupowania wojsk. Przez chwilę nastała cisza bezdenna, jakby całą kawiarnię wchłonęła kosmiczna grzybnia, a później, kiedy dźwięki zaczęły na nowo wsączać się do ich świata, dziewczyny przyjęły strategiczne pozycje bojowe i zmierzyły wzrokiem wzajemnie swoją wyćwiczoną obojętność. Natalia, żeby wytłumaczyć, dlaczego po dziesięciu latach znowu wróciła do swojego małego mieszkanka na poddaszu, musiała wytoczyć najgrubsze działa.
- Przeprowadzaliśmy się z Tomkiem kilka razy, ale wiesz jak to jest, potrzebowaliśmy coraz więcej miejsca, pojawiły się dziewczynki – przyoblekła uśmiech spełnionej matki – udało nam się kupić piękne mieszkanie z ogródkiem, cieplutkie, jasne, z zielenią za oknem, przy samym metrze – rozmarzyła się własną wizją fabrykowaną na potrzebę chwili, aż na moment sama zapomniała, że już tam nie mieszka. - Ostatnio tak bardziej no wiesz, dzielimy się opieką, więc no, jakby.. mamy dwa domy – Natalia usiłowała jeszcze wybrnąć z mieszkaniowej pułapki trybem miękkiego lądowania.
- Czyli się rozstaliście? – Alicja zlustrowała ją laserowym spojrzeniem i Natalia poczuła na żołądku ciężkość znaną jej z dwudziestu lat rodzicielskich interwencji, a zaraz potem bunt każdej komórki w swoim ciele.
- Trzeba było jednak iść w to błoto ze swoim piernikiem w kubku zamiast się godzić na tą lewatywę – usłyszała w głowie i postanowiła zastosować sobie potajemnie sztuczne oddychanie w szal, w celu uspokojenia. Wyprostowała się po nim jeszcze mocniej, by być wyższą i fajniejszą i siorbnęła bitej vege śmietany.
- A Ty? Gdzie teraz mieszkasz? – przystąpiła do kontrataku. 
Alicja zapatrzyła się w szarość za oknem, następnie w śliwkowość swoich paznokci, w baristę przy ekspresie, w sąsiednie istoty przy stoliku, a na końcu w but. I Natalia pojęła, że Alicja denerwuje się o wiele bardziej niż ona.



- Też mieszkam tam, gdzie wtedy – roześmiała się wreszcie głośno i filmowo, a Natalia zaczęła mieć podejrzenia, że jej szaleństwo się nasiliło. – No i też tak mieliśmy w pewnym momencie, że zaczęło brakować nam miejsca. Miecio odszedł ale zaraz potem pojawiła się Halinka, Dyzio, jej brat, potem Terra, z chorobą autoimmunologiczną i Janosik. A wiesz, była jeszcze Nana, która do końca sikała na wszystko, i Felek; także wiem, o czym mówisz – Alicja pokiwała głową ze zrozumieniem, a Natalia całkowicie bez niego.
- To ile teraz masz? Kotów? – spytała niepewnie.
- Teraz mam pięć, ale z Wojtkiem mieliśmy przez chwilę siedem. Tylko Miecio odszedł, moim zdaniem ta pierdolnięta lampucara z pierwszego piętra go otruła. Twierdziła, że jej sikał na kwiatki, kretynka. A Wojtek mi zajebał Dyzia, jak się tchórz wynosił. Skurwysyn.

    Tym razem Natalia pokiwała już ze zrozumieniem, gdyż przypomniała sobie bardzo dokładnie i bardzo somatycznie uczucie bezwładnego ciężaru jaki towarzyszył jej podczas współdzielenia życia z ówczesną wiecznie podkurwioną przyjaciółką. Alicja bowiem epatowała zawsze złością o sile elektrowni jądrowej, generującą analogicznie od wszechświata coraz więcej szajsu: chore koty, niedorozwinięci kolesie, brak chajsu, wojny, wojenki i wszelkiego rodzaju katastrofy.
- Ostatni koleś jakiego pamiętam też cię okradł* – zagadnęła Natalia, coraz lepiej odnajdując się w tej gęstej energii.
- Który?
- Ten jakiś, co miał żonę, co do niej pisałaś, i jarałaś zioło z jego matką, pamiętasz?
Alicja pokręciła przecząco głową, a Natalia odniosła wrażenie, że naprawdę szuka w pamięci bohatera tych historii. I najwyraźniej nie były one dla niej wcale na tyle doniosłe, by zapisał się trwale w jej kronice nieszczęśliwych epizodów.
- A Wojtek to kto?
Alicja przewróciła oczami.
- Kurwa no, nic nie zdradzało z początku, że jest niedorozwinięty – pokręciła głową z autentycznym autoniedowierzaniem. – Normalnie ubrany, nie jak jakieś wyrośnięte dziecko albo żul. Normalnie z nim można było pogadać. Nie miał jakiś zawieszek słownych, nie paplał jakby był wiecznie na haju. Nie gadał w kółko o dupach albo siłowni, serio. Byliśmy nawet w teatrze kilka razy. Znajomych miał spoko. Takie kółeczko wzajemnego ruchania, ale szło się z nimi czasem spotkać. Nie zapijał się jak menel. W miarę czysty jak na faceta, nie śmierdzący. No i miał swoje pieniądze. Normalnie kupował jedzenie do domu, nie wyżerał mi lodówki i nie udawał wiecznie zgubionego portfela. Dokładał się do czynszu, pracował. Jakieś filmy montował. Nie do końca ta praca była może stabilna i stała, ale dzięki temu miał sporo czasu i ponaprawiał mi  mnóstwo rzeczy w domu. A nic przy tym nie popsuł. No i lubił zwierzęta. Wyglądało to wszystko obiecująco. Nawet go z rodzicami poznałam.
- I co się stało?
- Nie uwierzysz – Alicja odetchnęła głęboko, a moja wyobraźnia odpaliła się niczym sztuczne ognie.
- Chyba lubił małe dziewczynki.
- Co?
- No kurwa to właśnie. Co ci mam jeszcze wytłumaczyć? – Alicja zionęła rozczarowaniem w losowych kierunkach ale mało na razie w Natalię, co ją napełniło odwagą i nieco uśpiło jej czujność.
- Ale jak się to.. no wiesz, uwidaczniało?
    Palce Alicji puściły kubek i rozpoczęły swój tradycyjny taniec nerwowego kujawiaka, a Natalia miała podejrzenie, czy nie skręcały niewidzialnego dżointa.
- Nie chcę o tym gadać – wydusiła w końcu Alicja i obie poczuły się staro. Dziesięć lat niczym wieczność przetoczyło się przez ich życie, na zawsze zrywając zaufanie i ten specyficzny rodzaj siostrzeństwa w nieszczęściach, które przychodzić miały przecież po równo. Na tym polegał ich cichy pakt. Układ o współuzależnieniu i lojalności w klepaniu wiecznej biedy. Dlatego również został zerwany. Bo któregoś dnia Natalia już nie chciała być dłużej nieszczęśliwa.
- A jak się czują rodzice? – Natalia postanowiła pokazać, że szanuje pomysł o nierozgrzebywaniu sobie wzajemnie zadrapań. Oczy Alicji znów wykonały taniec po orbicie niecierpliwości, zakończony westchnieniem z braku wszelkich nadziei.
- Ojciec jak zawsze udaje, że nad wszystkim panuje, a nic nie ogarnia, a matka wymyśla sobie kolejne choroby.
- Ale tylko wymyśla?
- Taaak, no wiesz, jak ktoś chce się rozchorować, to się w końcu rozchoruje. Co kilka miesięcy mamy zebrania rodzinne, co dalej z domem i z ojcem na wypadek wypadku, które głównie odbywają się po to, żeby matka mogła podramatyzować przed szerszą publicznością, a ojciec nieco odetchnąć. Co najśmieszniejsze zasuwam tam, żeby się dowiedzieć, że dom i tak jest zapisany na mojego brata, skoro ja już dostałam moje mieszkanie z długami, a on nawet nie przyjeżdża. W 2019 tym skosił im trawę w ogrodzie i moja matka ciągle jeszcze żyje przepełniona dumą po tym doniosłym zdarzeniu, zwalniając go nawet ze świątecznych przyjemności celebrowania z nimi święta karpia, jajek czy czegotamkolwiek.
- Czyli na wigilii go nie było?
- Był! A jakże! Oczywiście, że musiał się pokazać z tą swoją wywłoką i bachorem. Nawieźli rodzicom prezentów, bo się boją, żeby testamentu nie zmienili. A moi starzy całkowicie zaślepieni, nawet mój ojciec, patrzą w nich jak w obrazek i słuchają we wszystkim niczym telewizora. Jak kowidozę ogłosili, to ja zapierdalałam z zakupami do nich oczywiście przez dwa lata, a ten idiota jeszcze ich straszył, że ich na pewno pozarażam. Kurwa katarem. Więc mój stary, na środku swojego ogrodu stał w w pięciu maseczkach i rękawiczkach po łokcie i do mnie machał, żebym nie wysiadała z auta, tylko zostawiała im jedzenie przy bramie – dłonie Alicji poczęły poszukiwania czegoś po stole i Natalia była już całkowicie pewna, że żyją życiem oderwanym od swojej właścicielki. – A jak ty przeżyłaś kowidozę? – Alicja nagle zmiarkowała, że założenie, że będziemy po tej samej stronie kowidobarykady było uczynione być może nieco na wyrost, więc wbiła w Natalię dekodujące spojrzenie, ostatnim wysiłkiem wstrzymując się jeszcze przed odpowiednią dla tematu pogardą. Natalia westchnęła. Zgodnie z wynalezioną własnomyślnie religią wypierania tematów grożących kłótnią, rękoczynem lub stanem niepoczytalności, rozmowy o modzie na nazywanie wirusów imionami Natalia wpisała na listę tematów zakazanych, razem z odżywaniem dzieci, polityką i promieniowaniem wszelakim.
- Traumę mam – przyznała więc szczerze, licząc na szacunek należny modnej w internetach terminologii, ale Alicja zinterpretowała to wyznanie jako wysoką piątkę dla wyznawców samodzielnego myślenia i nieco się odprężyła.
- A Ukraina?
- Co Ukraina?
-Też przestałaś jeść ruskie pierogi? – zaśmiała się złowrogo, jakby przesądzając odpowiedź, a jednak nie przestając skanować Natalii niczym maszyna do rezonansu.
- Paradoksalnie jak wjechał temat wojny, ja już byłam w takim stanie psychicznym, że już nic nie zmienił – Natalia nie miała powikłań do rozwlekania się nad swoimi nieudolnościami wiec desperacko postawiła wszystko na jedną kartę i zaryzykowała zmianę tematu na ostatni, który jej przyszedł do głowy.
- A gdzie teraz pracujesz?

    Cisza znów wypełniła wszechświat ich wzajemnych napięć i rozczarowań i o ile cisza może dudnić, Natalia czuła ją w skroniach niczym rytm wybijany na bębnach przeznaczenia.
- Jeśli usłyszysz, że ją skurwysyny wyrzuciły właśnie z powodu zacofania światopoglądowego firmy zarządzanej przez prawicowego wieśniaka, który nie kumał palenia w kiblu leczniczej marihuany, po prostu dopij na hejnał i udaj się w kierunku pustki na zewnątrz, gdyż ona uszkodzi cię dzisiaj mniej – usłyszała podszepty podświadomości, których mądrość oparta była na latach doświadczeń.
- W mega cudownej firmie, wydawnictwie takim w zasadzie małym, niezależnym, które się nie boi wydawać wartościowych, trudnych treści, nie tylko kurwa „Ukochany pod choinkę” czy co tam teraz piszą te instapisarki. Szef jest mega, w pracy możesz na legalu jarać zioło i nikt się nie dopierdala. Zajebistą mamy ekipę, wiesz bez tych wszystkich napalonych zjebów, więc nie muszę rozpinać bluzki przy xero, żeby dostać papier. Wyjazdy firmowe ale takie nie na ruchanie, tylko naprawdę kręcimy materiały w plenerze, o ludziach, którzy mają coś do powiedzenia, ale nikt się nimi nie interesuje, bo nie tańczą na Instagramie. Dałabym Ci wizytówkę – zaczęła grzebać w swoim torboworze, ale widać było, że od początku bez nadziei na rezultat. Wreszcie wzruszyła ramionami - mogę ci wysłać linka, jakbyś chciała. A ty jak?
- Ja zaczynam wszystko od początku. Nie pracowałam przez kilka lat – Natalia poczuła pełzający po plecach dyskomfort społecznych ocen bycia matką, ale postanowiła się nie pogrążać tłumaczeniem, dlaczego mając zero czasu dla siebie i chęci do życia, nie rozkręciła własnej firmy, pisząc e-booki o odnajdywaniu wewnętrznej mocy.
- Gdzieś mi tam mignęło, że napisałaś jakiegoś e-booka o kobiecej sile, czy czymś? – celnie przycelowała w nią przyjaciółka.
- Kto takiego nie napisał – Natalia roześmiała się w nadziei, że obróci wszystko w żart, ale nagle poczuła potrzebę, by stanąć za sobą, zamiast tradycyjną nerwościeżką kwitować wszystko poklepywaniem po głowie małej, nieudolnej Natalki, żeby rozbawić towarzystwo. – To był dla mnie ważny moment. Po czterech latach od urodzenia córki zrozumiałam, że to jednak nie Blue Monday oraz, że wcale nie chcę umrzeć, jak tylko skończę karmić. Poszłam na terapię, żeby ogarnąć stany lękowe, bo bałam się jeść i oddychać. Na czterdziestkę pierwszy raz wyszłam z domu bez dzieci i pojechałam na sabat, gdzie się dowiedziałam, że nie wszystkie kobiety chcą mnie ośmieszyć i zjeść. Poczułam się nagle lepiej, zaczęłam szukać jakiegoś sensu dla swojego życia więc zaangażowałam się w bieganie w marszach. Wydawało mi się, że walczę o wolność dla siebie i innych, dopóki nie przyszła kowidoza i nie zrewidowała moich poglądów na temat ludzi w ogóle. Po dwóch latach palenia szałwii i robienia na wszystko przestrzeni, miałam tak dość kobiecego ględzenia, że wymiksowałam się z kręgów, ale też poczułam, jak rośnie we mnie siła i desperacko próbowałam docierać do niej w każdy sposób, jaki przyjdzie mi do głowy. W kwietniu zeszłego roku pierwszy raz samodzielnie opanowałam napad lękowy. A w maju odnalazłam Brata, który był od zawsze moim niespełnionym marzeniem. Niczym puzzel wypełnił wreszcie pustkę, poczucie osamotnienia i braku wsparcia, które towarzyszyło mi od dzieciństwa. Nagle okazało się, że jednak lubię przeklinać i jeść kiełbasę. Oraz żyć. Szczególnie w Bieszczadach. To tam zrozumiałam, że mam w sobie tyle siły, że mogę zmieniać swoje życie tyle razy ile zechcę i ode mnie zależy, co zrobię z jego resztą. Rozstaliśmy się z Tomkiem i budujemy wszystko od nowa. Sposób na życie, na bycie rodzicami, mieszkanie oddzielnie,  zarabianie pieniędzy i sposób na spełnianie marzeń – tego wszystkiego się uczę znów od początku. Ten ebook o żegnaniu się z przeszłością, która trzyma w kleszczach strachu, był kamieniem milowym na mojej drodze, więc po prostu musiał się wydarzyć – Natalia popiła zimnej pierniokawy i wstrząsnął nią dreszcz. Był to albo dreszcz wstrętu do piany z ciecierzycy, albo uwolnienia, bo nagle okazało się, że patrzy w okno i oddycha spokojnie, zamiast obserwować w dziwnym napięciu biegające po stole Alicjopalce. Uśmiechnęła się. W zasadzie było jej już wszystko jedno, co na to powie jej przyjaciółka. I tak nikt nigdy nie zrozumie, gdzie była przez ostatnie kilka lat.

Alicja zastanawiała się nad czymś najwyraźniej, bo do ich wszechświata znów dotarł Michael Buble ze swoją świąteczną radością, aż wreszcie:
- Chciał, żebym się przebierała za małą dziewczynkę – odezwała się.
- Co?
- No i nakryłam go kiedyś. Z jego siostrzenicą. Siedmioletnią.

Natalia spojrzała na Alicję i zobaczyła, że jej palce trafiły ze stołu do ust i zaczynają być gryzione do mięsa. Nikt nigdy nie zrozumie, gdzie przez ostatnich kilka lat była jej przyjaciółka, pomyślała. Dotknęła ostrożnie jej przedramienia i pokiwała głową.
- Bardzo mi przykro – powiedziała.
- Mnie też jest zajebiście przykro – odparła Alicja i przez chwilę znowu były nieszczęśliwe na stary, znajomy sposób. Rozpostarte nad swoim losem z mieszaniną złości i niedowierzania. Nieco samotne w swych niepowodzeniach, nauczone usprawiedliwiania się przed każdym, zamiast przed sobą, lecz wciąż jeszcze patrzące w przyszłość z nadzieją.
Prawie młode.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz