wtorek, 26 marca 2024

5. Prawdziwa tolerancja

No dobra - pomyślała Natalia - to na głęboką! Po czym napełniła płuca życiodajnym oddechem i dała nura w legendarną krainę mrocznych niespodzianek:

- To jaki on jest? – zapytała, rozsiadając się wygodnie.

Jej przedchwilowa historia o karabińczyku do kajdanek otworzyła faktycznie w Alicji wrota do odwagi, gdyż bez gry wstępnej, odparła ona:

- Ma tatuaż legii na plecach.

Na chwilę zapanowało milczenie. Obie dziewczyny zaczęły mierzyć się treścią usłyszanych słów, gdyż obie usłyszały je na głos pierwszy raz. Natalia przez moment szacowała szansę przesłyszenia się, nie bardzo jednak potrafiła wymyśleć jakikolwiek wyraz bliskobrzmiący do legii, a bardzo się bała upewniać. Wolała też zachować w sobie resztę nadziei, że to żart. Czas nie działał jednak na jej korzyść, gdyż Alicja, która sama oswajała się z własnym, oficjalnym wyznaniem głosowym, coraz intensywniej świdrowała ją spojrzeniem, sprawdzając w niej jak w lustrze, jak bardzo źle zaczyna się ta historia i czy nie warto jeszcze roześmiać się perliście i udać, że to tylko taki egzotyczny dowcip dla rozluźnienia atmosfery.  Czas jednak upływał i wreszcie nie dało się dłużej udawać, że da się nad tym zwyczajnie przejść do porządku dziennego.

- Ammmm.. no to dwa kolejne pytania w takim razie – Natalia odchrząknęła najdyplamtyczniej jak dała radę.  – Wiek – wyciągnęła kciuk – oraz wiek tego, amm, tatuażu – wyciągnęła palec wskazujący i pokazała na raz oba, unaoczniając liczbę dwa.

Alicja uśmiechnęła się drżąco i z lekka nerwowo.

- Czterdzieści. Ponad czterdzieści. Czterdzieści cztery – urwała nagle czujnie, uświadamiając sobie, że to nie licytacja. – A to drugie, to nie wiem – wzruszyła ramionami. – A co?

- No bo wiesz, różne rzeczy się robi w młodości i wiele można wybaczyć dwudziestolatkowi. Może nie miał hajsu, żeby to potem usunąć? – Natalia wciąż jeszcze usiłując jakoś zracjonalizować sobie problem, jednocześnie widziała na twarzy koleżanki, iż błądzi. - Może rzadko się ogląda w lustrze z tyłu i po prostu…no wiesz, wypadło mu z głowy.. że to tam jest?

Widząc jak spojrzenie Alicji tężeje, Natalia porzuciła ostatecznie nadzieję na zrozumienie tej kwestii i postanowiła ugryźć zagadnienie z innej strony.

- Jak duży?

- Za duży.

- Ale bardziej jak wizytówka, czy.. jak.. – zamyśliła się – jak dłoń?

- Jak kurwa dłoń ale taka dłoń na pół pleców.

- Acha.

Natalia zaczynała wpadać w panikę. Wiele scenariuszy przerobiła w głowie, idąc na to spotkanie. Scenariuszy, wydawało jej się, że najgorszych. Co powie, jeśli on będzie nieuleczalnie chory, albo bez nogi? Ze sztuczną szczęką, albo uzależniony od kokainy? Co jeśli siedział w więzieniu, jest bezdomny, albo waży dwieście kilo? Ale tatuaż klubu piłkarskiego był wyzwaniem rzuconym nie tylko tolerancji i poczuciu estetyki. Był wyzwaniem rzuconym postrzeganiu rzeczywistości.  Nie wyciągaj pochopnych wniosków – skarciła się w myślach – ciągle jest szansa, że jest inteligentny. Przecież ten świat to jeden wielki melanż niespodzianek i wyjątków od wszelkich reguł.

- No doooobra.. – podniosła kubek w geście toastu – to teraz dla odmiany coś dobrego. 

Alicja zamyśliła się niebezpiecznie.

- Otwiera mi zawsze drzwi – wzruszyła ramionami  po dłuższej chwili i znowu zamilkła, a Natalia, która czekała na ciąg dalszy, nagle poczuła znów fale gorąca, bo zrozumiała, że dalszego ciągu nie będzie. Zapadło znów niewygodne milczenie, przerywane jedynie siorbaniem. 

– Też w samochodzie – dodała po chwili Alicja i obie pokiwały głowami, jakby chciały tym kiwaniem podpompować nieco rangę tego doniesienia.

Czy to możliwe, żeby desperacja rosła aż tak hiperproporcjonalnie do wieku? Czy jest takie oficjalne prawo psychiczne? Natalia, która się nie lubiła okłamywać, zadrżała. Czy dopiero w oczach koleżanki można zobaczyć to, co normalnie przelatywało przez coraz rzadsze sito ich wymagań?

- Ja chyba go traktuję jak takie zadanie specjalne. Może nie karę – Alicja otworzyła się niespodzianie – ale bardziej taki sprawdzian własnej tolerancji. Myślę, że to każdemu by się przydało tak naprawdę.

Ocho – pomyślała Natalia – droga ku prawdzie wiedzie doprawdy przez najniezwyklejsze meandry samorozgrzeszającego bullshitu.

- Wiesz, dużo się mówi o tolerancji w naszych czasach, ale tak naprawdę to nic nie znaczy – Alicja ugruntowywała się w swojej teorii. – Łatwo jest niby tolerować rzeczy, które de facto popieramy, albo nam nie przeszkadzają. Ale prawdziwa, trudna, pełna wyrzeczeń tolerancja zaczyna się wówczas, gdy dajesz prawo do istnienia ludziom, którzy wiesz, że pewnych rzeczy nie kumają. Kiedy pozwalasz im opowiadać jakieś bzdety, albo gorzej, koszmarne jakieś teorie i kusi cię, żeby im jakoś pomóc, ale wiesz, że nie wolno. Kiedy na każdym kroku musisz gryźć się w język, żeby im nie tłumaczyć, nie wyprowadzać z błędu, bo przecież i tak nie zrozumieją, jeśli nie są gotowi - Alicja sapnęła z niekłamanym poczuciem utrapienia i pokręciła głową. – Naprawdę, mówię ci, czuję, że to mnie jakoś wewnętrznie buduje, jakoś mnie uszlachetnia  – rozpędzała się – że nie próbuję go naprawiać, tylko go akceptuję z tym ciasnym umysłem.

- Faktycznie, prawdziwa tolerancja – Natalia podniosła kawowy toast po raz drugi i przyjrzała się koleżance, której rumieńce oblały oblicze z podekscytowania. – Miałaś rację, że ten jest inny.

- No! – ucieszyła się Alicja. – Mówiłam ci.

 

 

 

środa, 20 marca 2024

4. Ty to jesteś matką, to nie robisz głupich rzeczy

Natalia nieco obawiała się kolejnego spotkania z Alicją, jak również czuła w ciele znajomą ciężkość na myśl o ponownym braniu udziału w meandrach jej życia. Jednak musiała równocześnie przyznać, że ich rozmowy okazały się mniej dramatyczne, niż zakładała początkowo, prawdopodobnie zmanipulowana doświadczeniami z ich historii. Tak więc rozdarta między ciekawością i paniką, dotarła na Saską Kępę, do kawiarni, która bez zbędnych ustaleń została ich kawiarnią i zawadiacko, a jednak wciąż dość asekuracyjnie, wkroczyła do środka.

Alicja też już była. Siedziała mniej zawadiacko i ściskając w międzydłoniach wielki kubek kawowej wariacji na temat nowych początków, wzrokiem transferowała do Natalii komunikat: chcę opowiedzieć, ale się będę krygować.

Natalia kiwnęła do niej, zamówiła podobne wiaderko z pianką i wreszcie klapnęła naprzeciwko koleżanki.

- Ty to jesteś matką, to nie robisz głupich rzeczy – usłyszała tę nie najwyższych lotów zaczepkę zanim jeszcze porządnie rozpakowała się przy stoliku i roześmiawszy się na nią w miarę szczerze, utwierdziła w domniemaniu, że Alicja ma dzisiaj do opowiedzenia treści smażone na naprawdę głębokim tłuszczyku.

- Rozumiem, że ta złamana ręka nie jest wystarczająco głupia - odparła wymijająco, wskazując na temblak i usiłując drugą ręką klasycznie zmieścić swój dobytek na sąsiednim krześle.  

- A jak złamałaś?

- Z dziećmi na lodowisku – pokiwała głową Natalia, kończąc się mościć i wiedząc jednocześnie, że nawet złamanie czaszki, jeśli by się wydarzyło w zabawie z dziećmi, nie usatysfakcjonowałoby Alicji. Daj mi coś, cokolwiek – mówił jej wzrok, który napotkała mimochodem i który ją jednocześnie  usprawiedliwił przed samą sobą za to, co zaraz planowała powiedzieć.

- No dobrze – westchnęła konspiracyjnie - być może ja też widuję się z kimś – zrobiła teatralną pauzę. - I być może się lubię przebierać.

Widziała jak oczy koleżanki powoli zamieniają się w spodki, a następnie, powodowane niewiarą, równie się szybko zwężają do szparek o szerokości lasera. Jakiś szczegół – pomyślała – jeden szczegół, który usankcjonuje tą historię i mam ją. I wtedy sobie przypomniała.

- Tydzień temu – westchnęła w końcu i pokręciła głową niczym własna, rozczarowana matka – mam taki strój, no wiesz, z samych pasków skórzanych. I do tego są kajdanki, też takie wygodne bardzo, bo grube i cieplutkie, wiesz, że nie ma tego metalu, co dotyka ręki. Więc lubię je ogólnie, tylko te co mam, są tak skonstruowane, że możesz spiąć dłonie ze sobą, ale nie możesz ich przypiąć jakby do niczego oddzielnie. A ja chciałam, żeby można było na przykład przypiąć nadgarstki do bioder, albo do pleców, i do tego potrzebowałam dwóch karabińczyków. – Natalia rzuciła badawcze spojrzenie Alicji i zrozumiała, że osiągnęła cel. Koleżanka była w hipnozie. - Łatwo to się dało przerobić – kontynuowała bez zająknięcia - i pamiętałam, że mam taki karabińczyk zapasowy w starym mieszkaniu. Wiedziałam, że Tomka nie będzie, więc poleciałam tam i zaczęłam na szybko przetrząsać klamoty, żeby to znaleźć. Te kajdanki wzięłam ze sobą, żeby od razu je przerobić, albo sprawdzić chociaż, czy będzie to działało, no wiesz, więc rzuciłam je gdzieś na stół i oczywiście, że nagle Tomek się pojawił i wrócił, w drzwiach stanął. I nawet mnie zapytał, czego szukam i chciał mi pomóc, więc ja mu mówię, że takiego karabińczyka, a po co mi, on na to, więc ja jemu, a że coś potrzebuję przypiąć do czegoś, mu tłumaczę. I wtedy on spojrzał na stół i na te kajdanki i na mnie na podłodze w kuchni i tylko pokręcił głową, westchnął i mówi:

- Natuś, przecież ty masz rękę złamaną.

A ja się poczułam tak jakoś, no nie wiem, może nie żałośnie, ale tak jakoś, no wiesz, jak dziecko, i nic mi innego do głowy nie przyszło, więc powiedziałam:

- No właśnie dlatego ją muszę unieruchomić.


wtorek, 12 marca 2024

3. O matko, daj usiąść

- Co ci najbardziej doskwiera? – Natalia zdecydowała się na to pokraczne rozpoczęcie dialogu bo tak naprawdę czuła od jakiegoś czasu narastającą potrzebę konfrontacji z własnymi kłodami u stóp. – No wiesz, tak w życiu ogólnie, ostatnio.

- O matko, daj usiąść – Alicja mościła się naprzeciwko niej, przy kawiarnianym stoliku, przekładając przez głowę kolejne torby na ramię i szale. – W tej chwili najbardziej doskwiera mi ta jebana chusta od matki. Cały grudzień powtarzałam, że moja kurtka zimowa jest już sprana i stara, i że marznę, a nowa przy okazji rozwiązałaby  ten prezentowy koszmar świąteczny, który przechodzimy co roku. Ale nie, oczywiście. Dostałam chustę, żeby ją nosić pod kurtkę, co jest zajebiście kurwa praktyczne i wygodne. Wyglądam jak gruba cyganka w starej kurtce.

- To czemu ją nosisz?

- Bo się z nią dzisiaj widzę. Z matką w sensie – Alicja wywróciła gałkami ocznymi i nerwowo sprawdziła poziom zapocenia czoła. – Ja pierdolę – dodała, rozkładając chustę na samym szczycie swojego stosu klamotów i wygładzając ją odruchowo z wszelakich zagnieceń. Natalia uniosła brwi ale szybko je opuściła. Delikatna nić porozumienia, jaka nawiązywała się między nimi po latach rozłąki, wymagała jednak ciągle specjalnego traktowania. Żarty nie rokowały najlepiej. No chyba że z siebie. Przypajacować, pokazując jak się jest ciągle nieudolną i nieudaczną, byłoby prawdziwym balsamem na duszę dawnej przyjaciółki, ale i przed tym Natalia czuła opory. Lata nauki lubienia siebie i szanowania mocno utrudniały teraz performans autodestrukcji, którego  biernej formy nauczona w dzieciństwie, powtarzała go później całe życie aktywnie i z zapałem.

- Dlaczego tak ciężko jest je lubić? – zapytała zamiast tego, podpierając głowę na ręku.

- Kogo?

- No matki.

Tym razem Alicja uniosła brwi, spoglądając na Natalię niepewnie.

- No wiesz, chodzi mi o to, że nie oszczędzamy ich. Ciągle opowiadamy sobie, jak wszystko spierdoliły kiedyś i dalej nie potrafią przestać być wrzodem na dupie życia – ciągnęła Natalia.

- Ja tylko powiedziałam o chuście – przerwała jej Alicja zachowawczo i całym swym ciałem przybrała pozycję zdystansowania.

- Masz rację – Natalia pokiwała głową pojednawczo – pewnie mówię bardziej o sobie – stwierdziła, postanawiając nie drążyć ile hektogodzin przeznaczały swego czasu na licytowanie się, której matka spierdoliła bardziej. – Po prostu mam takie uczucie, że statystycznie przynajmniej na pewno zdarzyło się, że zrobiła coś, moja na przykład, względnie nienajchujowiej. Ostatecznie kochała mnie na swój spersonifikowany sposób, i najchętniej  naprawdę skupiłabym się wreszcie na miłych, budujących wspomnieniach, zamiast bez przerwy wałkować listę szkód i ułomności, którą rozpracowuję niczym niekończącą się pracę domową.

- A ty co, jakąś nową terapię zaczęłaś? Czy masterklasę na Instagramie z uzdrawiania relacji? – Alicja wciąż nie mogła zdecydować, czy poczuć się urażoną czy się zgodzić.

- Stara klasa, raczej nie master i najbardziej chciałabym już zdać do następnej, a czuję że utknęłam w neverending mommy blaming.

- To przestań – Alicja wzruszyła tułowiem jakby temat był jej obcy.

- Mentalnie przestałam ale moja matka zagnieździła się gdzieś w podmentalu.

- Jak to?

- No mam takie uczucie, że stale jest po prostu. Jak kornik. Dziobie i wierci. I podtruwa. Jak kiedyś, ciągle czuję jej oddech na karku.

- Faktycznie jej nie oszczędzasz – skwitowała Alicja popijając wegańską kawę i zagryzając sernikiem.

- No właśnie. A teraz to już przecież tylko moja pańszczyzna, żeby się na to wreszcie zdezynfekować. I żeby nie przeszło na młodszy drzewostan.

-  Moja na szczęście do mnie nie dzwoni, tylko ojciec. Ale ona siedzi obok niego i mówi mu, co ma mówić. Już poprosiłam ostatnio, żeby włączyli głośnik, bo nie mam siły udawać, że jej nie słyszę, to się obraziła i jeszcze ojciec na mnie napadł, że jestem niewrażliwa, kurwa, czy nieczuła.

- Ja jestem.

- Co?

- Niewrażliwa i nieczuła – Natalia siorbnęła kawki i wzruszyła ramionami. - Człowiek się przystosowuje, żeby przetrwać. Jeśli odtwarzasz ten sam scenariusz w nieskończoność, w końcu zaangażowanie emocjonalne znika, żeby nie zwariować albo jej nie udusić.

- I wtedy wysyłają ojców.

- Najwierniejszych satelitów cesarzowych narcyzmu, którzy sami tak się ich boją, że wolą im przytakiwać niż stanąć w obronie dziecka. Czy twój ojciec kiedykolwiek wziął twoją stronę?

- Błagam cię. Samozwańczy orędownik pokoju z uszami po sobie jak fretka,  który nagle musiał zawsze iść do piwnicy jak widział, że matka się rozkręca.

- Mój jeszcze dodawał do pieca i się cieszył jak dziecko, że cały impet ja zgarniam, a on ma dzień luzu.

- Czy my potem takich facetów sobie szukamy?

- Podobno odtwarzamy te same scenariusze nieświadomie, dopóki ich nie zobaczymy. Tak w każdym razie mówi mój instagram. Ale ja już długo widzę, i moim zdaniem celuję w przeciwny biegun.

- A co jest na przeciwnym ?

- Testosteron - Natalia roześmiała się szczerze, opierając znów policzek na dłoni.

- To ja chyba też tutaj jestem, tylko – Alicja pokręciła głową i spojrzała w oczy koleżanki - chyba ostatnio przesadziłam - zrobiła niepewną minę.

Przez chwilę znów obie poczuły dawną moc współdzielenia nieszczęść, która bądź co bądź, łączy trwale, a już zwłaszcza zwieńczona po wierzchu plastrem sentymentu. Rozmarzyły się cicho o tym, jak to kiedyś było naprawdę, solidnie źle, a nie to co teraz i nagle Alicja wypaliła:

- Chyba kogoś poznałam.

„ O matko boska” – prawie się wyrwało z gardła Natalii ale powstrzymała szczęśliwie ten okrzyk zgrozy i najgorszych przeczuć i zawisła bezradnie w zawahaniu, czy to właściwie dobra nowina, czy jak zawsze.

- No i dobrze – pokiwała wreszcie głową stanowczo – przestaniemy przynajmniej na czas jakiś psioczyć na matki – znalazła szybko plusy nowej sytuacji, po czym powoli, celebrując każdą zgłoskę, podała pierwszą część hasła: – No to? JAKI ON JEST?

Alicja rozejrzała się przez chwilę po zaokiennym krajobrazie kawiarni, po czym rozciągając twarz w  uśmiechu, ich starym zwyczajem odparła:

- TEN NAPRAWDĘ WYDAJE SIĘ TAKI INNY.

Niecałe trzy sekundy później ściany małej kawiarenki, ukrytej w marcowych, bezlistnych chabaziach na Saskiej Kępie, zatrzęsły się od gromkiego rechotu dwóch kobiet - w wieku, który uprawnia do parskania na dźwięk koncepcji – taki inny.[1]

 

 



[1] Historia powstania hasła „taki inny” znajduje się wśród historii dziewczyn opisanych na blogu 30tolatki, a podsumowana została tutaj: 12. Trzydziestolatki i tacy inni.