czwartek, 10 października 2024

Bogini Prawdy Hasztag #prawdazłona


- Dawno nas znowu tutaj nie było – Natalia się rozpostarła wzrokiem po krajobrazie ulicznym i jęła się odkręcać z szalików.

- No wiem. Ale jakoś tak mijają te dni, tobie nie? – Alicja siorbnęła late na soi.

- Bardzo mi mijają. Zwłaszcza na jesień jakoś tak zawsze, czy ja wiem.

- Pamiętam. Zawsze tak miałaś.

- Miałam co?

- No to z jesienią.

- No fakt. Mój chłopak z liceum mówił zawsze we wrześniu, że ocho, idzie czas słuchania starych kobiet, jak śpiewają o umieraniu piosenki, które się nie rymują.

- Ten typ sam ma depresję.

-  Ale ja mówię o liceum.

- Ale ludzie się nie zmieniają. Dwadzieścia pięć lat temu po prostu naśmiewał się z innych, żeby samemu nie czuć, jak bardzo chce ciąć się po kablach.

- Ludzie zmieniają się codziennie – Natalia podprostowała postawę na krześle, zahaczając spojrzeniem o twarz przyjaciółki. Pożałowała tego jednak prawie natychmiast zauważając nieintencjonalnie, jak oczy tej drugiej wędrują pod czaszkę naprawdę głęboko, by za chwilę wypłynąć spod niej, topiąc otoczenie ogniem dezaprobaty.

- Błagam, podaj mi jeden przykład faceta, który się zmienił – Alicja rzuciła wyzwanie spod przymkniętych powiek i również spozycjonowała się na krześle bardziej wojowniczo.

- Acha, czyli znowu gadamy o facetach.

- O kurwa, no dobrze, a ile poznałaś kobiet przez te lata? Tak wiesz, bliżej. Tak jak poznawałyśmy facetów.


Natalię przez chwilę zapauzowało. Nigdy wcześniej nie skierowała myślenia w takie tory i musiała przyznać, że dysproporcja płciowa wycinka społeczeństwa, wśród którego prowadziły swego czasu zaawansowane badania rozpoznawcze, była spora.


- My się zmieniłyśmy – zaryzykowała.

- Rzeczywiście – Alicja była dziś najwyraźniej w nastroju samosrogości. – Mieszkamy dokładnie w tym samym miejscu, co piętnaście lat temu. Żadna z nas nie ma męża. Domku w górach. Żadna z nas nie zrobiła kariery, nawet na Insta.

- Ja mam dzieci.

- No to gratulacje, fantastyczne osiągnięcie! Ja mam cztery koty.


Natalia przyjrzała się przyjaciółce i po cichu przyznała jej rację. Faktycznie Alicja nie zmieniła się aż tak bardzo.

- Domek w górach chciałabym mieć, ale męża niekoniecznie – westchnęła wreszcie Natalia. – To raczej nie chodzi o to, co mamy, ale jak się z tym mamy, co mamy, a czego nie.

- O ja pierdolę – Alicja nie była fanką słownych zawiłości. – Ja jak obserwuję moich byłych to widzę tam ciągle to samo. Jeden u mamusi, drugi na imprezie, trzeci jara blanty. Co chwila nowe baloniary, tylko oni coraz grubsi.

- Więc jednak się zmieniają – Natalia spróbowała żartu, ale nie została usłyszana. – Po co w ogóle ich obserwujesz?

- Ale w pracy jest dokładnie to samo! Myślałam na początku, że w tej będzie inaczej, ale kurwa zapomnij. Na koniec liczy się tylko kto kogo dyma i kto dostaje premię.

- A ty dostałaś?

Alicja spojrzała na nią kwaśno.

- Weź do serca moją radę i nigdy nie bzykaj nikogo z pracy. Mijasz potem ciągle tego zjeba przy ekspresie do kawy i zastanawiasz się jak ciemno musiało być.

- Dam ci lepszą radę. Może nie bzykaj zjebów – Natalia wypowiedziała tę niepotrzebną prawdę i natychmiast ugryzła się w język, w gardło i w sam mózg. Na salwę rewanżu nie musiała czekać długo.

- Jezu jak zajebiście, że cię znam! – wysyczała Alicja pochylając się nieco nad stołem, niczym w szarży. – Proszę nauczaj mnie, a nie zbłądzę więcej!


Natalia podniosła ręce w geście poddańczo-pojednawczym, ale było już za późno. Alicja oflankowała się na swej zranionej pozycji i machina zniszczenia ruszyła.

- Ty to masz zawsze te swoje fazy mądrości koelowskiej jak akurat poznasz kogoś i ci się wydaje, że tym razem będzie inaczej. Olśnienie masz i skok kwantowy. Będziesz teraz nauczać prawd swoich objawionych z pamiętniczka. Załóż konto Matka Boska Przebudzona i napierdalaj masterklasy, tańcząc taniec niepokalanego poczęcia nowej wiary. Za pół roku i tak zadzwonisz, że o matko, znów zjebałaś wizualizację. Chciałaś żeby dużo podróżował, ale zapomniałaś dodać że z tobą. Łeee! – Alicja teatralnym gestem potarła oczy i czerń spowiła jej skórość pod okiem. – A imię tego objawienia? – podniosła brwi tak wysoko, jak rzadko się to dzisiaj już widuje u kobiet.

- Psylocybina – Natalia ugasiła pożar zanim zdołał objąć całą kawiarnię. Przez chwilę mierzyły się spojrzeniami.

- Serio? – substancje psychoaktywne miały u Alicji od zawsze wysokie notowania. – Sama hodujesz?

Natalia pokiwała głową. Szacunek rósł pomału w oczach przyjaciółki, tam gdzie przed chwilą jeszcze piekło stało otworem.

- No dobra, kurwa, faktycznie. Może się niektórzy zmieniają – Alicja złożyła w eter mały hołd kiwnięciem głowy, ale zaraz się zatrzymała.

- Czekaj, czekaj, a kto cię nauczył w grzybki? – wycelowała w Natalię spojrzenie przeszywające niczym laser. – Oczywiście! – prychnęła. – Zawsze jest jakieś imię – wycedziła przez zęby.

- Wiesz co – Natalia poczuła nagle zryw patriotyczny względem siebie – to Ty się nie zmieniasz po prostu. Dlatego stale widzisz i przyciągasz to samo. I atakujesz mnie zawsze, kiedy czujesz się zagrożona, bo ja zaczynam coś nowego.

Alicja roześmiała się teatralnie.

- Zapomniałam, że zrobiłaś też kurs psychologii na Instagramie. Maria Terapeutka Magdalena habilitowana w tańcu.

- Nie tańczę na Insta! – Natalia poczuła się naprawdę urażona. – I co ty masz do tej Matki Boskiej?

- Nie wiem, ale jakoś mnie nieprzeciętnie wkurwia. Ona i cała reszta bogiń z Instagrama.

- Matka Boska jest na Insta?

- Kurwa, tam są same matki boskie. Ja nie wiem tylko, kto ich dzieci wychowuje, kiedy one tańczą.

Natalia zaśmiała się niepohamowawszy ale też z ulgą, bo najwyraźniej nieoczekiwanie zmienił się kierunek inwazji.

- Kiedy ta piramida finansowa w końcu jebnie? – bulwersowała się przyjaciółka, kręcąc młynki kubkiem kawy. – I gdzie jest statek matka tych wszystkich bogiń? Skoro wszystkie kupują kursy bycia boginią kursów, a potem odsprzedają dalej, to gdzieś któraś kurwa Afrodyta z Bali musiała to zacząć. 

- One czerpią moc z łona.

- Kurwa czerpią od wcale niegłupich filozofów xx wieku, ale zdołały doprowadzić ich dorobek do takiego absurdu, że dziś człowiek wstydzi się, że nie ma jeszcze działki na Zanzibarze, bo widocznie jest za głupi, żeby sobie przyciągnąć. Dlaczego jakoś cycków sobie nie potrafią same powiększać siłą woli, przecież wystarczy uwierzyć w siebie. Czemu się nie wezmą za leczenie raka?

- Chyba już się wzięły.

- A emisja CO2?

- One tylko umieją przyciągać obfitość.

- To niech przyciągną obfitość CO2 w inne miejsce!

Alicja sapnęła w roztrzęsieniu.


- Pracowałam kiedyś dla dwóch Instaliderek – Natalia na nowo skupiła na sobie podejrzliwość przyjaciółki.

- Jakim cudem?

- Poprosiły mnie o redakcję tekstu książki, którą pisały. Jedna z nich to taka właśnie od obfitości, a druga, że od biznesu. No więc jedna sobie wykombinowała, że jej boskość należy opisać dla dobra ludzkości, a druga, że sobie na tamtej pierwszej zarobi pieniądz i rozgłos.

- No i?

- Bardzo szybko się okazało, że żadna nie umie pisać. Więc z redaktorki się przekształciłam w autorkę, czyli najgorzej, bo obie chciały pchać do tej książki coraz więcej o sobie, wkurwiając tym samym tą drugą, a ja tylko w kółko wszystko poprawiałam.

- Ja pierdolę, jakie to oświecone.

- Muszę przyznać, że poza Instagramem całkiem mało w nich było obfitości miłości.

- A jak to się skończyło?

- Jak na ironię, pożarły się o to, która jest bardziej autorką. I której nazwisko ma być większe na okładce. W końcu wynajęły prawników i zaczęły się straszyć sądem. Dwie liderki kobiecych biznesów, a mi finalnie nikt nie zapłacił.

- Żartujesz?

Natalia tylko się uśmiechnęła.

- To moja wina, widocznie mam karmiczną blokadę kwantową na energii pieniądza.

- Wiesz co zrób? O tym napisz książkę! - Alicji oczy zapłonęły żarem zemsty. - Wiesz jak to by się teraz sprzedało!? „Instaliderki za kulisami.” Albo „Cała prawda o boginiach sukcesu”. Poprowadzę Ci socjale za darmo, tylko błagam zrób to! Będziesz jak Posłanka Prawdy! Co ja mówię, Bogini!! Hasztag #prawdazłona.


Natalia zamyśliła się chwilę nad przebiegłością tego planu i uznała, że jest potępieńczo dobry. Uśmiechnęła się więc do przyjaciółki.

- Dobrze. Ale nie tańczę!

 

 

 


piątek, 10 maja 2024

7. Nunczako style

- W borowinowych skarpetach?

- Co? – Natalia narzuciła sobie Intensywny Weekendowy Kurs Odbierania Telefonu dla Dorosłych - własnego autorstwa, więc sumiennie nadusiła zieloną słuchawkę, nie sprawdzając nawet autora tego dzwonienia, żeby w ostatniej chwili nie ulec namiętności poniechania.

- O! – skomentował natychmiast jej kolega w słuchawce - jesteś znowu na kursie.

- Jak dobrze, że to ty Nunczako – Natalia ucieszyła się szczerze, że wszechświat wynagrodził ją za odwagę odbierania połączeń. Kiedyś ktoś przekręcił nazwisko Bartka i odkąd przeczytali na dokumencie sądowym Bartosz Nunczako, nie było takiej mocy sprawczej, by Natalia mówiła na niego inaczej. – W jakich skarpetach? – ożywiła się.

- Słuchałem twojej relacji na insta. Tej o morning rutine. Zmartwiłem się, że nie używasz skarpet borowinowych.

Natalia roześmiała się szczerze.

- A co robią? Oczyszczają czakrę korzenia czy harmonizują z wibracją wewnętrznego przewodnika?

- Zdejmują ciężar odpowiedzialności za Holokaust.

Natalia parsknęła, aż usiadła.

- Zawsze byłeś dla mnie duchowym wzorem.

- Mogę być dalej maleńka – odparł. – Ale to tylko na Onlyfans. Trzeba becelować.

Natalia uśmiechnęła się, rozsiadła wygodnie i zmutowała telewizor. Z tym chłopakiem czekała ją telefoniczna uczta, która, wiedziała już, wynagrodzi jej wszystkie wywierające presję na jelito, grzecznościowe rozmowy, na które godziła się w ramach Kursu Odbierania.

- Chcę – odrzekła.

- Proszę cię ogromnie. Wpisujesz login, najlepiej jakiś duchowy. Dla ciebie mogę zaklepać RedAngel. Dajesz info w opisie, że masz rozdwojenie jaźni i wtedy jakiś inny anioł może cię poskładać do kupy na swoich warsztatach.

Natalia parsknęła z siłą, jakiej dobrze że nikt nie był świadkiem i natychmiast zapragnęła naprawdę dołączyć do studni obfitości, jaką Bartosz przed nią wyczarował.

- To najlepszy serwis do rozwoju osobistego – Bartosz nie ustawał w rekomendacjach. – Dużo tam opowiadam o spokoju. Mnóstwo pięknych dusz. Wizualizujemy, afirmujemy, pozbywamy się demonów.

- Czegoś się wystrzegać?

- Absolutnie! Wszystko, czego doświadczysz to po prostu obfitość w różnorakiej postaci. Jak wstawisz swoje zdjęcie na pewno spotka cię powitanie  w stylu: „Chciałbym poznać twoją przestrzeń offline”. To taki miły duchowy zwrot  dla nowych wojowników światła.

Natalia opluła się, a jednocześnie otworzyła laptopa, gdyż nie była osobą, która lubiła odkładać przygody na później.

- Wpisz sobie na przykład, że masz borderline, od razu załapiesz dużo znajomych. Albo dwubiegunówkę – natychmiast zagada do ciebie jakiś brat z Afryki. Mówiłaś coś w swojej relacji o oczyszczaniu gardła. Tutaj poznasz miliony nowych technik. Ja mam ksywę KalistenikBoyEvil. Ogólnie się zajmuję naprawianiem kręgosłupów. Równolegle prowadzę też badania nad duchem męskim w strukturze czakry.

- Ja prowadzę podobne badania – Natalia złapała się za brzuch. – Od ponad dziesięciu lat w sumie – stwierdziła.

- No, to możemy połączyć siły. U mnie na mieście krążą teraz trzy typy męskie: GranolaBOY, GoldenRetriverBOY i DobermanBoy. A jak tam w stolicy?

- Większość już jest Tańczę Na Insta. Ale są też Zamierzchli Sportowcy, co odkryli drugą młodość w sztukach walki. Łysi z BMW – z galopującą miażdżycą, ale za to dalej nic nie muszą bo zawsze wszystko mogli. Panowie Za Moich Czasów To – wciąż żyjący własną legendą. Na Przekór Systemowi – ci, co wzięli sprawy w swoje ręce i żyją w jakiś przybudówkach, hodując własne pomidory. Są też Walczący Ojcowie, część w pojedynkę i dla nich wieńce i laury. Zresztą, wiesz co? Może zamiast to sobie opowiadać, piszmy razem na 40tolatkach?

- A wiesz, że to może nie być zły pomysł. Wysyćmy go mocą.

Natalia opluła się po raz drugi i otworzyła skrzynkę mailową.

- Nunczako, wysyłam ci hasła. Bądź głosem męskości w tym grajdole.

- Jasne maleńka. Naczelny samiec narodu Twardoch jest tak sztywny u nasady i skostniały na końcu, że czas litościwie stworzyć alternatywę, która zaopiekuje młode umysły. Muszę teraz kończyć, mam zapierdol w drugiej pracy. Acha, i nie będę tańczył w twoich rolkach.

Natalia opluła się po raz trzeci, po czym wyczerpana interakcją społeczną włączyła aplikację generującą dźwięki tybetańskich mis i ponowiła próbę rozkroku w intencji odrobienia drugiej lekcji szkolenia Szpagat w trzydzieści dni.

 

 


czwartek, 11 kwietnia 2024

6. Instruktor nowoczesnych dyscyplin mieszanych.

Dwa tygodnie później pogoda rozświetliła Warszawę nadzieją, a dwie przyjaciółki znowu zasiadły do ceremonii oczyszczenia przestrzeni życiowej za pomocą rytuału narzekania. Natalia pamiętając ostatnie rewelacje, nie czując się jeszcze gotowa, by wiedzieć więcej, asekuracyjnie wjechała do romansowego pit stopu i postanowiła krążyć wokół tematów pracowych.

- To opowiedz mi może coś więcej o tym twoim wydawnictwie – spojrzała na koleżankę i rozczarowała się. Na twarzy Alicji nie zauważyła bowiem ulgi, a wręcz nowy wymiar zatroskania.

- Co się dzieje?

- Ych.. no wiesz – Alicja popijała gęsto z kubka, oczami lawirując po ścianach i Natalia utraciła pierwotną pewność, że ten temat będzie dla nich łaskawy.

- Myślałam, że w pracy ci się układa. Mówiłaś, że wszyscy jarają zioło i robicie fajne projekty. To prawda?

- Taaaak.

- Acha. Nooo, to dobrze – Natalia wysunąwszy sonary bezpieczeństwa, zaczynała się z powyższego tematu dyskretnie  wycofywać, gdy wtem nastąpił informacyjny wybuch.

- No bo on tam pracuje.

- Jezusie mariański! – Natalia prawie się zakrztusiła. – Jako kto?

Cisza nie zwiastowała niczego dobrego.

- No jest takim wiesz..

- No?

- No wiesz.

- No nie wiem.

- Prowadzi takie kursy. Jakby. Dla pracowników.

- Kursy?

- Jakby.

- Błagam wyduś to.

- Bodyruch.

- Co?

- No tak to się nazywa. W sensie no, on to tak nazwał.

- Boże!

- No wiem.

Alicja westchnęła tak głęboko, że Natalia miała wrażenie jakby wessała w płuca całe powietrze z kawiarni.

- Ale to jest bardziej? Jakby taniec? Czy co?

- On twierdzi, że to jest wynaleziony i opracowany przez niego, specjalny program do ruchu. Całkowicie nowatorski.

- To znaczy?

- No takie połączenie.. tańca, jogi, stretchingu, joggingu, boksu, akrobatyki i medytacji.

- Tak zwany instapakiet. A byłaś na tym?

- Tak. – Alicja schowała się cała za swoim kubkiem. – Musimy na to chodzić. Wszyscy w wydawnictwie. I to kurwa w sobotę. Chcieliśmy dostać karty Multisportu, a dostaliśmy to.

- Nie mówiłaś, że on jest wysportowany.

- No nie mówiłam. Bo nie jest ni chuja.

- To jak to?

- Jakiś kurs zrobił, mi mówił. Ogólnosportowy, czy coś. Myślałam, że żartuje, a on mi pokazał taki dyplom wiesz, z Internetu: Instruktor nowoczesnych dyscyplin mieszanych. Ale chyba to był webinar, bo przysięgam, że mięśnia to na nim nie znajdziesz.

- Ale coś chyba musi umieć? Kto go w ogóle zatrudnił?

Alicja wykonała nieznaczny ruch głową, przypominający drżenie.

- No tak jakby ja.

- Co? A ty nie robisz reportaży? Mówiłaś, że jeździcie po Polsce i kręcicie materiały o ludziach, czy coś?

- No materiały tak kręcę bardziej dodatkowo. Ogólnie to pracuję w HRze.

Przez okno w kawiarni sączyło się popołudniowe słoneczko, a wiosna na dobre rozpakowała się na Saskiej Kępie. Przez chwilę Natalii wydało się, że cofnęła się w czasie. Że znów ma trzydzieści lat. Znów jest odrobinę samotna i zniechęcona koniecznością przeżycia, ale spotkanie z przyjaciółką jak zwykle przypomni jej, że to nie ona wcale ma największy dar do rujnowania sobie zdrowia psychicznego. To właśnie Alicja bowiem - niewyczerpalny wachlarz wszelakich nieudacznictw zamkniętych w męskich ciałach - zasysała do swego życia z determinacją małej mróweczki. Najgorsze patologie, po których wstyd ciągnął się miesiącami jeszcze niczym zapalenie pęcherza, to była zawsze mistrzowska dyscyplina Alicji, w której puchar zwycięstwa co rok, bezsprzecznie i zasłużenie, lądował w jej rękach. I oto dziesięć lat później, jak widać, postanowiła zmonetyzować swój największy dar, zostając specem od wybierania ludzi. Natalia nie potrafiła wyjść z podziwu, jakie poczucie humoru miał wszechświat.

- No to dobra robota! – uśmiechnęła się ostrożnie. – Przynajmniej jeśli zatrudniłaś, to możesz chyba zwolnić?

- Niekoniecznie właśnie tak to działa. Nie w tym wypadku.

- Bo?

- No bo, no.. – Alicja znowu westchnęła i po raz kolejny, dla fasonu, zamarkowała łyk z pustego już kubka. – Moja szefowa go polubiła.

- Polubiła..yyy, w ten sposób?

- W ten sposób – Alicja potwierdziła, ocierając z czoła wiosenne kropelki stresu.

- To taki Bodyruch – Natalia roześmiała się już prawie beztrosko. - Czyli przynajmniej wy się już nie spotykacie?

- No, tylko w soboty.

- Słuchaj, no to nie ma tego złego – Natalia naiwnie próbowała skonstruować skuteczną i pozytywną puentę konwersacji. – U szefowej na pewno zaplusowałaś. W soboty masz darmowy Bodyruch - uśmiechnęła się znów w zadziwieniu, że można mieć jednocześnie tatuaż klubu piłkarskiego i seks. – A to że instruktor nie potrafi w sporty, to nie znaczy, że ty przy okazji nie spalisz kilku kalorii.

- W firmie nikt się już do mnie nie odzywa. Przez te soboty. A szefowa mnie nienawidzi. Pewnie mnie zwolni.

- Dlaczego cię nienawidzi? – Natalia, która już jedną nogą zwycięsko puentowała, ponownie poczęła opadać z sił.

- Bo jest starsza ode mnie – Alicja bezradnie wzruszyła ramionami. - Więc ubieram się teraz w golfy i ogrodniczki, żeby jej nie denerwować. I w kapcie. Ale i tak wodzi za mną żółtymi ślepiami jak hiena.

- A co ona, tak staro wygląda?

- No tak na swój wiek.

- To znaczy?

- Sześćdziesiąt cztery.

- O kurwa!

Alicja pociągnęła znowu łyka niewidzialnej kawy, a Natalia poczuła, że wszystko w niej się poddało. Jedyne, co mogła zrobić, to uporządkować własne lęki i wątpliwości.

- Jak ma tyle lat, to pewnie nie widzi tego tatuażu – uspokoiła się.

 


 

 

wtorek, 26 marca 2024

5. Prawdziwa tolerancja

No dobra - pomyślała Natalia - to na głęboką! Po czym napełniła płuca życiodajnym oddechem i dała nura w legendarną krainę mrocznych niespodzianek:

- To jaki on jest? – zapytała, rozsiadając się wygodnie.

Jej przedchwilowa historia o karabińczyku do kajdanek otworzyła faktycznie w Alicji wrota do odwagi, gdyż bez gry wstępnej, odparła ona:

- Ma tatuaż legii na plecach.

Na chwilę zapanowało milczenie. Obie dziewczyny zaczęły mierzyć się treścią usłyszanych słów, gdyż obie usłyszały je na głos pierwszy raz. Natalia przez moment szacowała szansę przesłyszenia się, nie bardzo jednak potrafiła wymyśleć jakikolwiek wyraz bliskobrzmiący do legii, a bardzo się bała upewniać. Wolała też zachować w sobie resztę nadziei, że to żart. Czas nie działał jednak na jej korzyść, gdyż Alicja, która sama oswajała się z własnym, oficjalnym wyznaniem głosowym, coraz intensywniej świdrowała ją spojrzeniem, sprawdzając w niej jak w lustrze, jak bardzo źle zaczyna się ta historia i czy nie warto jeszcze roześmiać się perliście i udać, że to tylko taki egzotyczny dowcip dla rozluźnienia atmosfery.  Czas jednak upływał i wreszcie nie dało się dłużej udawać, że da się nad tym zwyczajnie przejść do porządku dziennego.

- Ammmm.. no to dwa kolejne pytania w takim razie – Natalia odchrząknęła najdyplamtyczniej jak dała radę.  – Wiek – wyciągnęła kciuk – oraz wiek tego, amm, tatuażu – wyciągnęła palec wskazujący i pokazała na raz oba, unaoczniając liczbę dwa.

Alicja uśmiechnęła się drżąco i z lekka nerwowo.

- Czterdzieści. Ponad czterdzieści. Czterdzieści cztery – urwała nagle czujnie, uświadamiając sobie, że to nie licytacja. – A to drugie, to nie wiem – wzruszyła ramionami. – A co?

- No bo wiesz, różne rzeczy się robi w młodości i wiele można wybaczyć dwudziestolatkowi. Może nie miał hajsu, żeby to potem usunąć? – Natalia wciąż jeszcze usiłując jakoś zracjonalizować sobie problem, jednocześnie widziała na twarzy koleżanki, iż błądzi. - Może rzadko się ogląda w lustrze z tyłu i po prostu…no wiesz, wypadło mu z głowy.. że to tam jest?

Widząc jak spojrzenie Alicji tężeje, Natalia porzuciła ostatecznie nadzieję na zrozumienie tej kwestii i postanowiła ugryźć zagadnienie z innej strony.

- Jak duży?

- Za duży.

- Ale bardziej jak wizytówka, czy.. jak.. – zamyśliła się – jak dłoń?

- Jak kurwa dłoń ale taka dłoń na pół pleców.

- Acha.

Natalia zaczynała wpadać w panikę. Wiele scenariuszy przerobiła w głowie, idąc na to spotkanie. Scenariuszy, wydawało jej się, że najgorszych. Co powie, jeśli on będzie nieuleczalnie chory, albo bez nogi? Ze sztuczną szczęką, albo uzależniony od kokainy? Co jeśli siedział w więzieniu, jest bezdomny, albo waży dwieście kilo? Ale tatuaż klubu piłkarskiego był wyzwaniem rzuconym nie tylko tolerancji i poczuciu estetyki. Był wyzwaniem rzuconym postrzeganiu rzeczywistości.  Nie wyciągaj pochopnych wniosków – skarciła się w myślach – ciągle jest szansa, że jest inteligentny. Przecież ten świat to jeden wielki melanż niespodzianek i wyjątków od wszelkich reguł.

- No doooobra.. – podniosła kubek w geście toastu – to teraz dla odmiany coś dobrego. 

Alicja zamyśliła się niebezpiecznie.

- Otwiera mi zawsze drzwi – wzruszyła ramionami  po dłuższej chwili i znowu zamilkła, a Natalia, która czekała na ciąg dalszy, nagle poczuła znów fale gorąca, bo zrozumiała, że dalszego ciągu nie będzie. Zapadło znów niewygodne milczenie, przerywane jedynie siorbaniem. 

– Też w samochodzie – dodała po chwili Alicja i obie pokiwały głowami, jakby chciały tym kiwaniem podpompować nieco rangę tego doniesienia.

Czy to możliwe, żeby desperacja rosła aż tak hiperproporcjonalnie do wieku? Czy jest takie oficjalne prawo psychiczne? Natalia, która się nie lubiła okłamywać, zadrżała. Czy dopiero w oczach koleżanki można zobaczyć to, co normalnie przelatywało przez coraz rzadsze sito ich wymagań?

- Ja chyba go traktuję jak takie zadanie specjalne. Może nie karę – Alicja otworzyła się niespodzianie – ale bardziej taki sprawdzian własnej tolerancji. Myślę, że to każdemu by się przydało tak naprawdę.

Ocho – pomyślała Natalia – droga ku prawdzie wiedzie doprawdy przez najniezwyklejsze meandry samorozgrzeszającego bullshitu.

- Wiesz, dużo się mówi o tolerancji w naszych czasach, ale tak naprawdę to nic nie znaczy – Alicja ugruntowywała się w swojej teorii. – Łatwo jest niby tolerować rzeczy, które de facto popieramy, albo nam nie przeszkadzają. Ale prawdziwa, trudna, pełna wyrzeczeń tolerancja zaczyna się wówczas, gdy dajesz prawo do istnienia ludziom, którzy wiesz, że pewnych rzeczy nie kumają. Kiedy pozwalasz im opowiadać jakieś bzdety, albo gorzej, koszmarne jakieś teorie i kusi cię, żeby im jakoś pomóc, ale wiesz, że nie wolno. Kiedy na każdym kroku musisz gryźć się w język, żeby im nie tłumaczyć, nie wyprowadzać z błędu, bo przecież i tak nie zrozumieją, jeśli nie są gotowi - Alicja sapnęła z niekłamanym poczuciem utrapienia i pokręciła głową. – Naprawdę, mówię ci, czuję, że to mnie jakoś wewnętrznie buduje, jakoś mnie uszlachetnia  – rozpędzała się – że nie próbuję go naprawiać, tylko go akceptuję z tym ciasnym umysłem.

- Faktycznie, prawdziwa tolerancja – Natalia podniosła kawowy toast po raz drugi i przyjrzała się koleżance, której rumieńce oblały oblicze z podekscytowania. – Miałaś rację, że ten jest inny.

- No! – ucieszyła się Alicja. – Mówiłam ci.

 

 

 

środa, 20 marca 2024

4. Ty to jesteś matką, to nie robisz głupich rzeczy

Natalia nieco obawiała się kolejnego spotkania z Alicją, jak również czuła w ciele znajomą ciężkość na myśl o ponownym braniu udziału w meandrach jej życia. Jednak musiała równocześnie przyznać, że ich rozmowy okazały się mniej dramatyczne, niż zakładała początkowo, prawdopodobnie zmanipulowana doświadczeniami z ich historii. Tak więc rozdarta między ciekawością i paniką, dotarła na Saską Kępę, do kawiarni, która bez zbędnych ustaleń została ich kawiarnią i zawadiacko, a jednak wciąż dość asekuracyjnie, wkroczyła do środka.

Alicja też już była. Siedziała mniej zawadiacko i ściskając w międzydłoniach wielki kubek kawowej wariacji na temat nowych początków, wzrokiem transferowała do Natalii komunikat: chcę opowiedzieć, ale się będę krygować.

Natalia kiwnęła do niej, zamówiła podobne wiaderko z pianką i wreszcie klapnęła naprzeciwko koleżanki.

- Ty to jesteś matką, to nie robisz głupich rzeczy – usłyszała tę nie najwyższych lotów zaczepkę zanim jeszcze porządnie rozpakowała się przy stoliku i roześmiawszy się na nią w miarę szczerze, utwierdziła w domniemaniu, że Alicja ma dzisiaj do opowiedzenia treści smażone na naprawdę głębokim tłuszczyku.

- Rozumiem, że ta złamana ręka nie jest wystarczająco głupia - odparła wymijająco, wskazując na temblak i usiłując drugą ręką klasycznie zmieścić swój dobytek na sąsiednim krześle.  

- A jak złamałaś?

- Z dziećmi na lodowisku – pokiwała głową Natalia, kończąc się mościć i wiedząc jednocześnie, że nawet złamanie czaszki, jeśli by się wydarzyło w zabawie z dziećmi, nie usatysfakcjonowałoby Alicji. Daj mi coś, cokolwiek – mówił jej wzrok, który napotkała mimochodem i który ją jednocześnie  usprawiedliwił przed samą sobą za to, co zaraz planowała powiedzieć.

- No dobrze – westchnęła konspiracyjnie - być może ja też widuję się z kimś – zrobiła teatralną pauzę. - I być może się lubię przebierać.

Widziała jak oczy koleżanki powoli zamieniają się w spodki, a następnie, powodowane niewiarą, równie się szybko zwężają do szparek o szerokości lasera. Jakiś szczegół – pomyślała – jeden szczegół, który usankcjonuje tą historię i mam ją. I wtedy sobie przypomniała.

- Tydzień temu – westchnęła w końcu i pokręciła głową niczym własna, rozczarowana matka – mam taki strój, no wiesz, z samych pasków skórzanych. I do tego są kajdanki, też takie wygodne bardzo, bo grube i cieplutkie, wiesz, że nie ma tego metalu, co dotyka ręki. Więc lubię je ogólnie, tylko te co mam, są tak skonstruowane, że możesz spiąć dłonie ze sobą, ale nie możesz ich przypiąć jakby do niczego oddzielnie. A ja chciałam, żeby można było na przykład przypiąć nadgarstki do bioder, albo do pleców, i do tego potrzebowałam dwóch karabińczyków. – Natalia rzuciła badawcze spojrzenie Alicji i zrozumiała, że osiągnęła cel. Koleżanka była w hipnozie. - Łatwo to się dało przerobić – kontynuowała bez zająknięcia - i pamiętałam, że mam taki karabińczyk zapasowy w starym mieszkaniu. Wiedziałam, że Tomka nie będzie, więc poleciałam tam i zaczęłam na szybko przetrząsać klamoty, żeby to znaleźć. Te kajdanki wzięłam ze sobą, żeby od razu je przerobić, albo sprawdzić chociaż, czy będzie to działało, no wiesz, więc rzuciłam je gdzieś na stół i oczywiście, że nagle Tomek się pojawił i wrócił, w drzwiach stanął. I nawet mnie zapytał, czego szukam i chciał mi pomóc, więc ja mu mówię, że takiego karabińczyka, a po co mi, on na to, więc ja jemu, a że coś potrzebuję przypiąć do czegoś, mu tłumaczę. I wtedy on spojrzał na stół i na te kajdanki i na mnie na podłodze w kuchni i tylko pokręcił głową, westchnął i mówi:

- Natuś, przecież ty masz rękę złamaną.

A ja się poczułam tak jakoś, no nie wiem, może nie żałośnie, ale tak jakoś, no wiesz, jak dziecko, i nic mi innego do głowy nie przyszło, więc powiedziałam:

- No właśnie dlatego ją muszę unieruchomić.


wtorek, 12 marca 2024

3. O matko, daj usiąść

- Co ci najbardziej doskwiera? – Natalia zdecydowała się na to pokraczne rozpoczęcie dialogu bo tak naprawdę czuła od jakiegoś czasu narastającą potrzebę konfrontacji z własnymi kłodami u stóp. – No wiesz, tak w życiu ogólnie, ostatnio.

- O matko, daj usiąść – Alicja mościła się naprzeciwko niej, przy kawiarnianym stoliku, przekładając przez głowę kolejne torby na ramię i szale. – W tej chwili najbardziej doskwiera mi ta jebana chusta od matki. Cały grudzień powtarzałam, że moja kurtka zimowa jest już sprana i stara, i że marznę, a nowa przy okazji rozwiązałaby  ten prezentowy koszmar świąteczny, który przechodzimy co roku. Ale nie, oczywiście. Dostałam chustę, żeby ją nosić pod kurtkę, co jest zajebiście kurwa praktyczne i wygodne. Wyglądam jak gruba cyganka w starej kurtce.

- To czemu ją nosisz?

- Bo się z nią dzisiaj widzę. Z matką w sensie – Alicja wywróciła gałkami ocznymi i nerwowo sprawdziła poziom zapocenia czoła. – Ja pierdolę – dodała, rozkładając chustę na samym szczycie swojego stosu klamotów i wygładzając ją odruchowo z wszelakich zagnieceń. Natalia uniosła brwi ale szybko je opuściła. Delikatna nić porozumienia, jaka nawiązywała się między nimi po latach rozłąki, wymagała jednak ciągle specjalnego traktowania. Żarty nie rokowały najlepiej. No chyba że z siebie. Przypajacować, pokazując jak się jest ciągle nieudolną i nieudaczną, byłoby prawdziwym balsamem na duszę dawnej przyjaciółki, ale i przed tym Natalia czuła opory. Lata nauki lubienia siebie i szanowania mocno utrudniały teraz performans autodestrukcji, którego  biernej formy nauczona w dzieciństwie, powtarzała go później całe życie aktywnie i z zapałem.

- Dlaczego tak ciężko jest je lubić? – zapytała zamiast tego, podpierając głowę na ręku.

- Kogo?

- No matki.

Tym razem Alicja uniosła brwi, spoglądając na Natalię niepewnie.

- No wiesz, chodzi mi o to, że nie oszczędzamy ich. Ciągle opowiadamy sobie, jak wszystko spierdoliły kiedyś i dalej nie potrafią przestać być wrzodem na dupie życia – ciągnęła Natalia.

- Ja tylko powiedziałam o chuście – przerwała jej Alicja zachowawczo i całym swym ciałem przybrała pozycję zdystansowania.

- Masz rację – Natalia pokiwała głową pojednawczo – pewnie mówię bardziej o sobie – stwierdziła, postanawiając nie drążyć ile hektogodzin przeznaczały swego czasu na licytowanie się, której matka spierdoliła bardziej. – Po prostu mam takie uczucie, że statystycznie przynajmniej na pewno zdarzyło się, że zrobiła coś, moja na przykład, względnie nienajchujowiej. Ostatecznie kochała mnie na swój spersonifikowany sposób, i najchętniej  naprawdę skupiłabym się wreszcie na miłych, budujących wspomnieniach, zamiast bez przerwy wałkować listę szkód i ułomności, którą rozpracowuję niczym niekończącą się pracę domową.

- A ty co, jakąś nową terapię zaczęłaś? Czy masterklasę na Instagramie z uzdrawiania relacji? – Alicja wciąż nie mogła zdecydować, czy poczuć się urażoną czy się zgodzić.

- Stara klasa, raczej nie master i najbardziej chciałabym już zdać do następnej, a czuję że utknęłam w neverending mommy blaming.

- To przestań – Alicja wzruszyła tułowiem jakby temat był jej obcy.

- Mentalnie przestałam ale moja matka zagnieździła się gdzieś w podmentalu.

- Jak to?

- No mam takie uczucie, że stale jest po prostu. Jak kornik. Dziobie i wierci. I podtruwa. Jak kiedyś, ciągle czuję jej oddech na karku.

- Faktycznie jej nie oszczędzasz – skwitowała Alicja popijając wegańską kawę i zagryzając sernikiem.

- No właśnie. A teraz to już przecież tylko moja pańszczyzna, żeby się na to wreszcie zdezynfekować. I żeby nie przeszło na młodszy drzewostan.

-  Moja na szczęście do mnie nie dzwoni, tylko ojciec. Ale ona siedzi obok niego i mówi mu, co ma mówić. Już poprosiłam ostatnio, żeby włączyli głośnik, bo nie mam siły udawać, że jej nie słyszę, to się obraziła i jeszcze ojciec na mnie napadł, że jestem niewrażliwa, kurwa, czy nieczuła.

- Ja jestem.

- Co?

- Niewrażliwa i nieczuła – Natalia siorbnęła kawki i wzruszyła ramionami. - Człowiek się przystosowuje, żeby przetrwać. Jeśli odtwarzasz ten sam scenariusz w nieskończoność, w końcu zaangażowanie emocjonalne znika, żeby nie zwariować albo jej nie udusić.

- I wtedy wysyłają ojców.

- Najwierniejszych satelitów cesarzowych narcyzmu, którzy sami tak się ich boją, że wolą im przytakiwać niż stanąć w obronie dziecka. Czy twój ojciec kiedykolwiek wziął twoją stronę?

- Błagam cię. Samozwańczy orędownik pokoju z uszami po sobie jak fretka,  który nagle musiał zawsze iść do piwnicy jak widział, że matka się rozkręca.

- Mój jeszcze dodawał do pieca i się cieszył jak dziecko, że cały impet ja zgarniam, a on ma dzień luzu.

- Czy my potem takich facetów sobie szukamy?

- Podobno odtwarzamy te same scenariusze nieświadomie, dopóki ich nie zobaczymy. Tak w każdym razie mówi mój instagram. Ale ja już długo widzę, i moim zdaniem celuję w przeciwny biegun.

- A co jest na przeciwnym ?

- Testosteron - Natalia roześmiała się szczerze, opierając znów policzek na dłoni.

- To ja chyba też tutaj jestem, tylko – Alicja pokręciła głową i spojrzała w oczy koleżanki - chyba ostatnio przesadziłam - zrobiła niepewną minę.

Przez chwilę znów obie poczuły dawną moc współdzielenia nieszczęść, która bądź co bądź, łączy trwale, a już zwłaszcza zwieńczona po wierzchu plastrem sentymentu. Rozmarzyły się cicho o tym, jak to kiedyś było naprawdę, solidnie źle, a nie to co teraz i nagle Alicja wypaliła:

- Chyba kogoś poznałam.

„ O matko boska” – prawie się wyrwało z gardła Natalii ale powstrzymała szczęśliwie ten okrzyk zgrozy i najgorszych przeczuć i zawisła bezradnie w zawahaniu, czy to właściwie dobra nowina, czy jak zawsze.

- No i dobrze – pokiwała wreszcie głową stanowczo – przestaniemy przynajmniej na czas jakiś psioczyć na matki – znalazła szybko plusy nowej sytuacji, po czym powoli, celebrując każdą zgłoskę, podała pierwszą część hasła: – No to? JAKI ON JEST?

Alicja rozejrzała się przez chwilę po zaokiennym krajobrazie kawiarni, po czym rozciągając twarz w  uśmiechu, ich starym zwyczajem odparła:

- TEN NAPRAWDĘ WYDAJE SIĘ TAKI INNY.

Niecałe trzy sekundy później ściany małej kawiarenki, ukrytej w marcowych, bezlistnych chabaziach na Saskiej Kępie, zatrzęsły się od gromkiego rechotu dwóch kobiet - w wieku, który uprawnia do parskania na dźwięk koncepcji – taki inny.[1]

 

 



[1] Historia powstania hasła „taki inny” znajduje się wśród historii dziewczyn opisanych na blogu 30tolatki, a podsumowana została tutaj: 12. Trzydziestolatki i tacy inni.

 

wtorek, 9 stycznia 2024

2. Sylwester 23/24

 

               Pomysł sylwestra z córkami, który był przebłyskiem dojrzewającej w Natalii odwagi, lub też szaleństwa, narodził się podczas samotnej, jesiennej wędrówki po górach, która była w swej naturze nieobiektywna gdyż spokojem i ciszą dawała złudne poczucie przyjemności z życia. Jednak Natalia postanowiła pójść za głosem nierozsądku i targnąć się na swojego sylwestra, wykupując pakiet  dla trzech osób.

- Ogarniam zajebiście – powtarzała więc na głos asekuracyjnie już od świąt, tak jak kazał Instagram, modląc się o śnieg i miejsce do spania w oddzielnym pokoju, zamiast zbiorczo z resztą gości, o co, niczym psychopatka, prosiła w dwóch mailach i czterech wiadomościach na facebooku. W tym samym czasie odpierała zorganizowane ataki na swoje poczucie sprawności umysłowej ze strony rodzicieli, którzy starym zwyczajem dawali jej do zrozumienia, że samodzielne prowadzenie samochodu to wyzwanie ponad jej siły oraz skrajny brak odpowiedzialności i jeśli nie chce skazywać matki na niewyobrażalne cierpienia, ktoś powinien ją odwieźć. Pierwsze interwencje, rozłożone czasowo w miesiącu grudniu, polegające na bezdyskusyjnych zakazach oraz szlochach, zniosła ze świeżo wypracowanym w sobie spokojem,  jednak ostatnia - w osobie ojca, na dwa dni przed wyjazdem, doprowadziła ją już w niebezpieczne rejony strefy mroku. Ciało, dopiero posklejane cienkim skoczem samoakceptacji, w procesie nerwowego telepania, znów się zaczęło nadszarpywać lekko pod pachami i klekotać, a Natalia ciągle nie wiedząc jeszcze do końca, co znaczy samemu się obejmować z czułością, starała się przynajmniej głęboko wentylować, by nie krzyczeć, co by ją mogło dodatkowo pogrążyć z ramienia niepoczytalności.

Wreszcie dobrnęła do dnia z największym potencjałem niepowodzeń i klęsk, czyli dnia pakowania i gęsto mantrując o swojej zajebistości i sile, poczęła brnąć przez listę zadań. Z zadziwiającą sprawnością dojechała do godziny piętnastej, odhaczając kolejno kompletowanie strojów śniegoopornych, gier i książeczek, apteczki, sanek, kremów na mróz, listy audiobooków, bielizny termicznej, zdrowych przekąsek i żytniego chleba, szklanych termosów, śpiworów wrazieco, piżamek, które nie drapią, klapków pod prysznic, ręczników wystarczająco miękkich, pudełka kredek i grubych skarpet, które nie obciskały, a wtedy okazało się, że jedna z twarzy, którą planowała zabrać ze sobą na wyjazd - spuchła nagle przekraczając granicę udawania, że nie widać i bez wizyty u dentysty wszystkie wyżej zorganizowane przedmioty mogła sobie odesłać z powrotem w bliżej nieokreśloną przestrzeń, gdzie znajdowały się wcześniej.