Natalii trudno było sobie przypomnieć, jak dawno nie widziała Alicji, kiedy nagle wpadła na nią przypadkiem na schodach Urzędu Transportu i Komunikacji Miejskiej jednej z podwarszawskich miejscowości i było to zapewne najdalej oddalone od centrum ich miasta miejsce, w jakim się kiedykolwiek spotkały. Przez chwilę badały się spojrzeniami w osłupieniu i zanim przyobrały jednocześnie eleganckie uśmiechy, Natalia mogłaby przysiąc, że rysy dawnej przyjaciółki stężały na moment w niewysłowionym – o ja pierdolę. Posttrauma ich burzliwej relacji zamanifestowała się znów zaciskiem krtani i skrętem jelit lecz Natalia zapanowała nad tą niesubordynacją cielesną i uśmiechnęła się prawie nonszalancko.
- A co ty? – Alicja odezwała się pierwsza i podejrzliwie zamrugawszy, zażądała wyjaśnień. Natalia znała dobrze to zniesmaczenie w spojrzeniu, pojawiające się kiedyś zawsze na wiadomość o czymś niewskazanym z punktu widzenia ich wspólnej depresji.
- Przeprowadziłam się – odrzekła jednak odważnie, gdyż była już duża i po czterdziestce i dlatego, że trudno jej było bardzo nie cieszyć się jawnie z tego faktu
– A ty?
- Ja też – Alicja też się uśmiechnęła i Natalia ze wszystkich sił postarała się nie widzieć nic więcej pod tym uśmiechem.
- Kawka może? – zaryzykowała nieco z nerwów, a koleżanka skwapliwie pokiwała na zgodę. - W tej dziurze to raczej tylko Żabki i kebaby – zaordynowała, lecz wysunęła się ciałem na prowadzenie i po chwili już były przy drzwiach.
Usiadły w kawiarni Bryza, przy rynku tak zabetonowanym, że Natalia natychmiast zaczęła rozmyślać, jaki jest procent umieralności w tym miejscu w sezonie letnim. Espresso, latte i cappuccino – brzmiał wybór kaw na seledynowym, laminowanym menu i Natalia podrapała się w zamyśleniu po brodzie. Oto realnie zaczynał się dla niej proces odmieszczania.
- Serio, nie wiem - wysapała w końcu.
- Można już? – kelnerka spojrzała na nie z góry, oceniając czy warto przecierać im stolik.
- Czy jest może mleko roślinne? – Alicja zaczęła dość odważnie.
- Mamy bez laktozy – kobieta oparła dłoń na biodrze i Natalia się trochę wystraszyła.
- Ale krowie?
- A jakie? – brwi kelnerki zawirowały w dezaprobacie i Natalia postanowiła profilaktycznie zerknąć ku herbatom.
- To może jest jakaś herbatka zimowa? – spróbowała.
- Jest Lipton.
- Acha.
- A czy ta herbata jest w saszetkach? – Alicja doprecyzowywała bez wielkich nadziei.
- A w czym ma być?
Dziewczyny zerknęły na siebie w niemej solidarności.
- Sypana może jakaś? – Natalia spytała jeszcze, chociaż już bardzo cichutko. – A może z jakimiś dodatkami można zrobić? Z miodem albo goździkami? Albo z pomarańczą?
- Mogę zrobić z cukrem – kelnerka westchnęła i odeszła.
- Może weźmy tą kawę bez laktozy – Alicja rozpaczliwie wpatrywała się w kartę.
- No co ty, bez laktozy jest jeszcze bardziej szkodliwe niż normalne – Natalia błądziła wzrokiem po karcie i nagle się zaśmiała.
- A pamiętasz, jak pojechałyśmy do Krakowa?
Alicja podniosła na nią wzrok i zamyśliła się.
- Jak próbowałyśmy we cztery coś zamówić? – Natalia zaczęła cieszyć się na głos. – Już wtedy każda czegoś nie jadła, a to było piętnaście lat temu.
Alicja pokiwała głową i na jej twarz również wypełzł uśmiech retrospekcyjny.
- Ja jeszcze wtedy jadłam sushi bo nie wiedziałam ile jest rtęci w łososiu – Alicja wyznała nieco skrępowana, jakby się przyznawała do wysypki pod pachami.
- Chyba więcej jest metali ciężkich w ryżu – Natalia zawsze miała w rękawie żywieniowego asa, którym potrafiła zabić każde spotkanie towarzyskie, ale widząc minę koleżanki pospieszyła również wyznać jakąś wstydliwą niewiedzę zdrowotną. – Ja do niedawna piłam mleko owsiane!
- A co jest nie tak z mlekiem owsianym? – Alicja zmarszczyła się od nadmiaru wiadomości.
- No już teraz nie wolno. Chodzi chyba o owies, bo pestycydy, ale też ma coś podobno z indeksem glikemicznym, czy rodnikami. Jakiś stan zapalny się robi od niego i chyba reumatyzm.
- O boże, to pewnie jak z sokami – wywróciła spojrzeniem. - Już też nie wolno.
- A, że trzeba gryźć, a nie wyciskać?
- No! Ale weś kurwa gryź seler naciowy i jarmuż.
- Ja to już w razie czego piję tylko colę.
- Ta, mnie też tak wystraszyli tym mikroplastikiem z butelek, że czasem myślę czy nie chłeptać z kałuży.
- Załóż sobie odwróconą osmozę na kran.
- Mam czajnik borowo krzemowy i szungit dorzucam.
Wzajemny szacunek do swych żywieniowych decyzji i zaktualizowana wzajemnie baza danych uspokoiły je nieco i złagodziły system nerwowy, gdy wtem wyrosła znów przed nimi kelnerka.
- Ja poproszę latte i rurkę z kremem – Alicja złożyła zamówienie ze spokojem osoby, która wie, że w rurce nie znajdzie ani wody, ani soku z warzyw.
- Ja to samo – uśmiechnęła się do pani Natalia, aczkolwiek bez wzajemności.
- Myślisz, że pogorszyło nam się przez te piętnaście lat? – Alicja wyraziła w głos obawy, jakie wypączkowały nagle między nimi, jednakowoż nie ze specjalną chęcią na szczerą odpowiedź.
- Ogólnie z wiekiem raczej się nasilają neurozy.
- Jezu.
- Wyobrażasz sobie teraz nasz wyjazd w czwórkę do Krakowa?
- Ja sobie przede wszystkim nie wyobrażam już teraz niczego z Mariką i Justyną.
- No to prawda – Alicja zaśmiała się szczerze. – Widziałaś Justynę na Fejsie?
Natalia zaprzeczyła szybko gestem głowy.
- Nie i nie pokazuj mi. Kilka lat temu mi się wyświetliła przypadkiem i się wystraszyłam nie na żarty.
- Ja nią straszę siostrzeńca. Mówię mu, że jak będzie kłamał to mu tak usta urosną. A co u Mariki?
- Chyba jest jakąś liderką czegoś na Insta, ale nie pamiętam czego.
- Wiesz co, tak sobie myślę – Natalia klasycznie zapatrzyła się na betonozę za oknem. – Zmarnowałyśmy tyle czasu na narzekanie na facetów.
- Bo byli zjebami – Alicja uśmiechnęła się z wdziękiem do pani kelnerki, która ułożyła przed nimi stosik rurek.
- No byli. Chociaż ja uważam, że to duża nasza zasługa, że żeśmy adoptowały takie upośledzone okazy. Ale wiesz o czym myślę teraz, po latach?
- No?
- O laskach. O tych wszystkich naszych koleżankach.
- Że co?
- Że to dopiero były zjeby.
- No były – odrzekła.
- Pamiętam jak mi to kiedyś Marek próbował uświadomić. Pamiętasz co mówił nam zawsze? „Baby są gorsze od najgorszego gościa”
- Czemu gorsze?
- Bo wszyscy ci chujowi faceci po prostu nie ogarniali. Coś tam spierdolili, ale sami zazwyczaj nie rozumieli nawet co. A dupy? One robiły ci dżihad ze szczerego serca. Śledziły cię na social mediach, screeny robiły, komentowały każdą zmarszczkę. Wysyłały potem tę zmarszczkę mmsem do wszystkich koleżanek i koleżanek koleżanek. I całkowicie przypadkiem do kolegów. Im ty byłaś ładniejsza, a ona brzydsza, tym bardziej było pewne, że jej się wyrwie w towarzystwie niechcący, że masz łuszczycę. Albo grzyb. Z życzliwości wszystkich przed tobą ostrzegały, a co mocniej zawzięta, zaprzyjaźniała się z twoim byłym, żeby ci tylko pokazać jaki był durny.
Dziewczyny rozradowały się od wspomnień, a Alicja na fali tej radości postanowiła zamówić więcej rurek z kremem.
- To prawda – wytarła łzy z policzka. – Justyna z Mariką bez przerwy nam obrabiały tyłek. Przychodziły do nas na poddasze walnąć winiacza pod czipsy i pokazać torebkę, a potem opowiadały, że mamy brudny stół i że same sobie malujemy paznokcie. Same! – dziewczyny parsknęły znowu kremem z kawałkami wafelka.
- Justyna to ogólnie nigdy nikogo nie oszczędzała, nawet przyjaciółek. Pamiętasz, jak przestała od nas odbierać telefon? Marek się śmiał, że pensja jej wzrosła i się bała, że przyjedziemy moim samochodem i niedajbóg zaparkujemy koło niej.
Alicja aż się zapluła.
– Na początku jeszcze nas próbowała uratować i namówić na botoks i tipsy, ale ostatecznie chyba uznała w końcu, że jesteśmy hobbitami.
- Jak się dowie, że się przeprowadziłyśmy, pewnie się znowu odpali. A gdzie ty się właściwie przeprowadziłaś? Chyba nie tutaj?
- Jeszcze dalej – Natalia pojaśniała jakby doznała niepokalanego wstąpienia do Grupy Bilderberg dla wieśniaków. - Tam, gdzie nie ma już nawet Żabek i kebabów!
Alicja zafalowała nieco brwiami lecz połykając rurki jak pelikan, podsumowała dyplomatycznie. – W sumie to było zawsze twoje marzenie.
- A ty?
- Ja odwrotnie – rozmarzyła się. - Do lasu kawiarni i Rossmanów - do centrum. Takie zawsze było moje.
Spróbowały domówić jeszcze kilka rurek, ale kelnerka wymownie oświadczyła, że zjadły wszystkie. Poprosiły zatem o rachunek i po chwili stały już na placu imienia Wynalazcy Betonu. Twarz wystawiły na słońce, a do płuc zassały wiosenny smog o zapachu małomiasteczkowym. Tu, między miastem i wsią, krzyżowały się ich drogi, być może ostatni raz i obie to wyczuwały.
- Nie żal ci trochę? – odezwała się w końcu Alicja.
- Czego?
- No wiesz. Tego mieszkania, z którego widać było Manhattan – zaśmiała się. – I wszystkich tych lat.
- Tej szarpaniny? Nie bardzo – Natalia pokręciła głową. - A tobie twojego?
- No co ty! Nie wiem czy więcej w te mury wsiąkło kocich szczyn czy smutnych historii – Alicja zaśmiała się nerwowo.
- Bywało niełatwo.
- Bywało.
Dziewczyny wpatrywały się w siebie, nie mogąc uwierzyć, że po tylu latach wreszcie żadna nie musi drugiej odwodzić od samobójstwa. Ich przeszłość, szorstka i wyboista, spoczywała przed nimi niczym zamknięta historia, gotowa do włożenia między inne bajki.
- To co, to do zobaczenia – Alicja uśmiechnęła się, a Natalia poczuła, jak ciężar opada nagle z jej nadwyrężonych obojczyków. Nic nie było więcej pod uśmiechem dawnej przyjaciółki.
- W tym lub innym życiu – odwróciła się i odjechała, na zawsze opuszczając miasto.