czwartek, 11 kwietnia 2024

6. Instruktor nowoczesnych dyscyplin mieszanych.

Dwa tygodnie później pogoda rozświetliła Warszawę nadzieją, a dwie przyjaciółki znowu zasiadły do ceremonii oczyszczenia przestrzeni życiowej za pomocą rytuału narzekania. Natalia pamiętając ostatnie rewelacje, nie czując się jeszcze gotowa, by wiedzieć więcej, asekuracyjnie wjechała do romansowego pit stopu i postanowiła krążyć wokół tematów pracowych.

- To opowiedz mi może coś więcej o tym twoim wydawnictwie – spojrzała na koleżankę i rozczarowała się. Na twarzy Alicji nie zauważyła bowiem ulgi, a wręcz nowy wymiar zatroskania.

- Co się dzieje?

- Ych.. no wiesz – Alicja popijała gęsto z kubka, oczami lawirując po ścianach i Natalia utraciła pierwotną pewność, że ten temat będzie dla nich łaskawy.

- Myślałam, że w pracy ci się układa. Mówiłaś, że wszyscy jarają zioło i robicie fajne projekty. To prawda?

- Taaaak.

- Acha. Nooo, to dobrze – Natalia wysunąwszy sonary bezpieczeństwa, zaczynała się z powyższego tematu dyskretnie  wycofywać, gdy wtem nastąpił informacyjny wybuch.

- No bo on tam pracuje.

- Jezusie mariański! – Natalia prawie się zakrztusiła. – Jako kto?

Cisza nie zwiastowała niczego dobrego.

- No jest takim wiesz..

- No?

- No wiesz.

- No nie wiem.

- Prowadzi takie kursy. Jakby. Dla pracowników.

- Kursy?

- Jakby.

- Błagam wyduś to.

- Bodyruch.

- Co?

- No tak to się nazywa. W sensie no, on to tak nazwał.

- Boże!

- No wiem.

Alicja westchnęła tak głęboko, że Natalia miała wrażenie jakby wessała w płuca całe powietrze z kawiarni.

- Ale to jest bardziej? Jakby taniec? Czy co?

- On twierdzi, że to jest wynaleziony i opracowany przez niego, specjalny program do ruchu. Całkowicie nowatorski.

- To znaczy?

- No takie połączenie.. tańca, jogi, stretchingu, joggingu, boksu, akrobatyki i medytacji.

- Tak zwany instapakiet. A byłaś na tym?

- Tak. – Alicja schowała się cała za swoim kubkiem. – Musimy na to chodzić. Wszyscy w wydawnictwie. I to kurwa w sobotę. Chcieliśmy dostać karty Multisportu, a dostaliśmy to.

- Nie mówiłaś, że on jest wysportowany.

- No nie mówiłam. Bo nie jest ni chuja.

- To jak to?

- Jakiś kurs zrobił, mi mówił. Ogólnosportowy, czy coś. Myślałam, że żartuje, a on mi pokazał taki dyplom wiesz, z Internetu: Instruktor nowoczesnych dyscyplin mieszanych. Ale chyba to był webinar, bo przysięgam, że mięśnia to na nim nie znajdziesz.

- Ale coś chyba musi umieć? Kto go w ogóle zatrudnił?

Alicja wykonała nieznaczny ruch głową, przypominający drżenie.

- No tak jakby ja.

- Co? A ty nie robisz reportaży? Mówiłaś, że jeździcie po Polsce i kręcicie materiały o ludziach, czy coś?

- No materiały tak kręcę bardziej dodatkowo. Ogólnie to pracuję w HRze.

Przez okno w kawiarni sączyło się popołudniowe słoneczko, a wiosna na dobre rozpakowała się na Saskiej Kępie. Przez chwilę Natalii wydało się, że cofnęła się w czasie. Że znów ma trzydzieści lat. Znów jest odrobinę samotna i zniechęcona koniecznością przeżycia, ale spotkanie z przyjaciółką jak zwykle przypomni jej, że to nie ona wcale ma największy dar do rujnowania sobie zdrowia psychicznego. To właśnie Alicja bowiem - niewyczerpalny wachlarz wszelakich nieudacznictw zamkniętych w męskich ciałach - zasysała do swego życia z determinacją małej mróweczki. Najgorsze patologie, po których wstyd ciągnął się miesiącami jeszcze niczym zapalenie pęcherza, to była zawsze mistrzowska dyscyplina Alicji, w której puchar zwycięstwa co rok, bezsprzecznie i zasłużenie, lądował w jej rękach. I oto dziesięć lat później, jak widać, postanowiła zmonetyzować swój największy dar, zostając specem od wybierania ludzi. Natalia nie potrafiła wyjść z podziwu, jakie poczucie humoru miał wszechświat.

- No to dobra robota! – uśmiechnęła się ostrożnie. – Przynajmniej jeśli zatrudniłaś, to możesz chyba zwolnić?

- Niekoniecznie właśnie tak to działa. Nie w tym wypadku.

- Bo?

- No bo, no.. – Alicja znowu westchnęła i po raz kolejny, dla fasonu, zamarkowała łyk z pustego już kubka. – Moja szefowa go polubiła.

- Polubiła..yyy, w ten sposób?

- W ten sposób – Alicja potwierdziła, ocierając z czoła wiosenne kropelki stresu.

- To taki Bodyruch – Natalia roześmiała się już prawie beztrosko. - Czyli przynajmniej wy się już nie spotykacie?

- No, tylko w soboty.

- Słuchaj, no to nie ma tego złego – Natalia naiwnie próbowała skonstruować skuteczną i pozytywną puentę konwersacji. – U szefowej na pewno zaplusowałaś. W soboty masz darmowy Bodyruch - uśmiechnęła się znów w zadziwieniu, że można mieć jednocześnie tatuaż klubu piłkarskiego i seks. – A to że instruktor nie potrafi w sporty, to nie znaczy, że ty przy okazji nie spalisz kilku kalorii.

- W firmie nikt się już do mnie nie odzywa. Przez te soboty. A szefowa mnie nienawidzi. Pewnie mnie zwolni.

- Dlaczego cię nienawidzi? – Natalia, która już jedną nogą zwycięsko puentowała, ponownie poczęła opadać z sił.

- Bo jest starsza ode mnie – Alicja bezradnie wzruszyła ramionami. - Więc ubieram się teraz w golfy i ogrodniczki, żeby jej nie denerwować. I w kapcie. Ale i tak wodzi za mną żółtymi ślepiami jak hiena.

- A co ona, tak staro wygląda?

- No tak na swój wiek.

- To znaczy?

- Sześćdziesiąt cztery.

- O kurwa!

Alicja pociągnęła znowu łyka niewidzialnej kawy, a Natalia poczuła, że wszystko w niej się poddało. Jedyne, co mogła zrobić, to uporządkować własne lęki i wątpliwości.

- Jak ma tyle lat, to pewnie nie widzi tego tatuażu – uspokoiła się.